Forum Dla każdego coś innego Strona Główna

 Pamiętaj...ja zawsze tutaj będę..

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 18:08, 19 Maj 2006    Temat postu: Pamiętaj...ja zawsze tutaj będę..

"Niewielka sucha dłoń , lekko gładzi mnie po moim bladym od strachu policzku. Zjeżdza w dół. Zatrzymuje sie na szyji. Przysuwa swoją twarz do mojej. Całuje delikatnie i bez pośpiechu. On stara się zapamiętać ten moment na długo , ja jednak nie. Swoimi spragnionymi ustami błądzi po moim ciele. Ściąga mi bluzkę , po mimo moich sprzeciwów , następnie dobiera się do mojego stanika. Z "małym" problemem ściaga go i rzuca w ciemny kąt opustoszałego pokoju , w którym znajduję się tylko stare , zardzewiałe niewielkie łóżko z czystą błękitną pościelą. Niby tak niewinnie osuwa swoją dłoń po mym ciele , ale mi w ten sposób zadaje wielki ból , którego nie zapomnę do końca życia. Przygląda sie moim piersią. Tajemniczo się uśmiecha. Podchodzi do następnej akcji. Ściąga moje czarne majtki. Pieści po dolnej części ciała. Całuje wszedzię , tam gdzie tylko może. Patrząc swoimi zielonymi oczyma , ściąga swoją granatową bluzkę , spodnie oraz bokserki. Niechciałam na niego patrzeć. Chciałam się jakoś wyrwać z tych sznurów. Nie dało się. Wiedziałam co ma się zaraz stać. Zamknełam powieki i starałam się myśleć o czymś przyjemnym , czymś dobrym... o czym kolwiek. Za chwilę mam być zgwałcona , a ja próbuję myśleć o czymś przyjemnym? W dolnej części ciała poczułam niewielki ból , potem coraz mocniejszy i mocniejszy. Poczułam jak we mnie wchodzi. Chciało mi się płakać i głośno krzyczeć. Przed tym pierwszym nie potrafiłam się powstrzymać. Słone krople spływały po mych policzkach. Pragnełam by razem z kroplami mojego "deszczu łez" ulotnił się ból , upokorzenie i obrzydzenię do drugiego człowieka."

- Dlaczego te wspomnienia ciąglę wracają , - mówiłam sama do siebie - dlaczego nie mogę normalnie życ , normalnie funkcjonować , normalnie... kochać?

Stałam właśnię przed starym , nieszczelnym oknem. Starałam sie wyjrzeć przez nie , i móc "normalnie" patrzeć na świat , na ludzi i na wszystko co mnie otacza.Móc wyjrzeć przez brudnę okno , i zobaczyć coś , co tylko ja mogę dostrzec.

Zostałam zgwałcona 2 miesiące temu i ciaglę tkwi we mnie każda chwila tego piekła. Pamiętam te zielone oczy , które patrzyły na mnie z wielkim pożądaniem.Pamiętam każdy jego dotyk. Nie potrafię wymazać tego z pamięci. Od tamtego wydarzenia strasznię się zmieniłam. Jeszczę nigdy nikomu nie pozwoliłam sie dotykać , nie pozwolilam zbliżyć się do siebie. Unikam jakich kolwiek kontaktów z płcią męską. Ze swojego "pokoju" wychodzę tylko jeżeli muszę pujść do szkoły , choć czasem i tak nie chodzę , lub gdy wychowawczyni każe skoczyc po zakupy. Pewnie zastanawiacie się dlaczego wychowawczyni , a nie mama bądź tata. Odpowiedz jest prosta : W wieku 8 lat moi rodzice zgineli w wypadku lotniczym. Zostałam przeniesiona do berlińskiego domu dziecka w którym mieszkam juz od ponad 6,5 lat. Niemam tutaj żadnych przyjaciół. Sa tylko jacyś "znajomi" ale im nie można zaufać ani zwierzyć się , są poprostu fauszywi.

Dziś postanowiłam po raz pierwszy wyjść po za teren sierocińca.

Chwyciłam swój czarny sweter i wyszłam z moich własnych czterech ścian. Sama niemiałam zielonego pojęcia gdzie mam pójść. Szłam prosto przed siebie. Tam gdzie prowadziły mnie nogi. Czułam jak chłodny wiaterek oplota moje ciało. Po raz pierwszy od dłuższego czasu , znowu poczułam sie jak wolny ptak , który od dawnych nielotów może rozprostować swoję skrzydła i wzlecieć.

Kopałam każdy napotkany kamieć na ziemi. Mijałam wiele sklepów spożywczych i odzieżowych. Myślałam sobie jak by to było gdyby te wszystkie ubrania z wystawy były by moje.

Jakimś cudem dotarłam do parku. Usiadłam w zacisznym miejscu , niedaleko mostku nad rzeką. Patrzyłam jak w oddali idzie para zakochanych nastolatków. Bodajże patrzą sobię w oczy i trzymają się za ręke. Co jakiś czas skradają sobie niewinne pocałunki. Wyglądają tak prawdziwie , tak szczęśliwie. Niedaleko zakochanych na ławce jest grupka jakiś chłopaków , głośno się śmiejących.Nie zważali na to że inni ludzie patrzyli na nich jak na wariatów.

- Dlaczego niemogę normalnie kochać , normalnie żyć , normalnie spojżeć na świat? - zadawałam sama sobie te same pytania , na którę odpowiedzi nie znałam - dlaczego akurat mi musiało się coś takiego przytrafić? Mogłam mieć kochanego chłopaka. Mogłam dobrze się uczyc. Mogłam czuć się szczęśliwa. Mogłam mieć normalne dzieciństwo , normalną kochającą się rodzinę. Ale nie!!! Bo ja jestem Melani Chörnst i to ja muszę znieść cały ten ból , całe te cierpienie , upokorzenie. To ja muszę żyć z nadzieją że może kiedyś będzie lepiej. Może i do mnie kiedyś uśmiechnię się los. Kiedyś musi przecież nadejść ta sprawiedliwość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 18:08, 19 Maj 2006    Temat postu:

Następnego ranka obudziłam się dosyć wcześnie jak na mnie. Była godzina 9 a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wybrałam jakieś ubrania ze starej kasztanowej szafy i podążyłam do łazienki. W pękniętym lustrze zobaczyłam małą czarnowłosą dziewczynke z dwoma warkoczykami opadającymi na jej ramiona. Obok niej stały dwie dorosłe postacie. Tak , to byłam ja i moi rodzice. Mama wysoka blondynka o piwnych oczach , delikatne rysy twarzy , zawsze była opalona. Tata ciemny brunet po którym odziedziczyłam kolor włosów. Był lekko wysportowany. Zawsze pamietam jak zabierał mnie na pole golfowe i uczył jak należy trzymać kij.

Przetarłam dłonią oczy i znów spojrzałam w lustro. Teraz widziałam średnią brunetke o piwnych oczach. Widziałam pietnastolatke na której twarzy zawsze gościł smutek , jedynie z przymusu się uśmiechałam.

Odkręciłam kurek z zimną wodą. Nalałam trochę na dłonie i obmyłam twarz. To była taka moja ranna pobudka. Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Poszłam do pokoju zanieść pidżame i wziąść swojego nowego "przyjaciela" którego mam zawsze przy sobie , lecz jednak nigdy nie miałam odwagi go użyć.

Poszłam do parku. Szłam ciemnym chodnikiem. Wyobrażałam sobie , że drzewa ustępują mi drogę. Dotarłam do mostku. W prawej ręce cały czas trzymałam żyletke , tak jakbym bała się że ją gdzieś zgubie.Stałam i patrzyłam jak woda wolno płynie po ostrych kamieniach. Oparłam łokcie o barierkę i podciągnłam lewy rekaw bluzy. Popatrzylam w niebo.

- Czy tak musi wyglądać moje życie? - prowadziłam konferencje ze swoim odbiciem w tafli wody
- Wcale nie musi. - odpowiedział mi cichy i spokojny głos

Odwróciłam głowę i zobaczyłam młodego chłopaka.Włosy w kolorze czarnym. Piękne brązowe oczy. W prawej brwi kolczyk. Ledwno go dostrzegłam za kosmykami włosów. Wyglądał na bogatego. Sam strój mówił sam za siebie. Przetarte jeans'y , czerwono-czarna skóra , pod skóra czarna bluzka z jakimś napisem którego nie mogłam dostrzec w całości.

- A co ty możesz wiedzieć o życiu ? - spytałam z ironią w głosie odwracając głowę w stronę strumyku

- Sądzisz , że skoro mam na sobie takie ubrania niemogę wiedzieć co to życie? -nieznajomy stanął obok mnie

- Nie twierdzę , że niewiesz co to życię, ja poprostu mówię że niewiesz jakie jest MOJE życie. - zaakcentowałam słowo moje

- Masz rację niewiem jakie jest twoje życie , ale czy to jest jakiś problem żebyś mi o nim opowiedziała? - mówił wszystko tak spokojnie tak powoli a przy tym ciągle patrząc przed siebie

- Chyba Cię Bóg opuścił , jeśli myślisz , że będę się zwierzać nieznanej mi osobie , której nawet nieznam imienia - odeszłam od niego zostawiając go w samotności , ale on chwycił mnie za ręke

- PUŚĆ MNIE - krzyknełam. Przypomniały mi się wspomnienia tamtej piekielnej nocy.


On natychmiast puścił moją ręke , przestraszył się że może zadał mi ból przy tym uścisku. Spoglądał jak oddalam sie od niego.

- Nazywam się Bill -krzyknął , mając nadzieję że go jeszczę usłyszę

Usłyszałam w oddali Krzyk nieznajomego. Oświadczył mi jak ma na imię. Szłam tym samym ciemnym chodniekiem. Przypomniał mi się uścisk Bill'a. Dlaczego tak na to zareagowałam? Może dlatego że ta piekielna noc ciągle we mnie tkwi , i przy każdej okazji daje po sobie poznać. A może poprostu moja podświadomość bawi się w grę z moim umysłem "kto ją pierwszy wykończy" i obaj niepozwalają mi zapomnieć o wszystkich przykrościach i smutkach jakie mnie spotkały. Przedemną na ławce siedziała jakaś postać z kapturem. Przeszłam koło niej. Nagle usłyszałam kroki za sobą.Chciałam się odwrócić , ale nieznajoma postać przyłożyła mi nasączona chusteczke do ust. W efekcie zemdlałam w ramiona "nieznajomego kapturowca"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:03, 26 Maj 2006    Temat postu:

Obudziłam się w jakimś jasnym pomieszczeniu. Dokładnię nie wiedziałam co znajduję się wokoło mnie i nie wiedziałam gdzie się znajduję.Czułam , że leże na miekkim łóżku , przykryta mieciutkim i pachnącym kocem.Nagle do pomieszczenia weszła jakaś postać.Zamknełam oczy i udawałam , że nadal spię.

- Tom ona nadal śpi - poznałam ten głos...ten sam spokojny i opanowamy...ten sam głos z parku...tak to był Bill - a może powinniśmy zadzwonić do jej rodziców?
- Jak jestes taki mądry to skombinuj jeszcze ich numer - odpowiedział trochę ironicznie bratu
- No dobra , spoko. A może ma w kieszeniu? Jak sądzisz , moge sprawdzić czy nie wypada? -spytał swojego bliźniaka
- Nie możesz...-odpowiedziałam mu. On wraz z bratem popatrzeli na mnie trochę zdziwnieni
- To ty eeee nie śpisz? -spytał dredowaty z wysoko podniesionymi brwiami do góry
- No jak widzicie nie śpie...a tak wogule to gdzie ja jestem? czy to juz piekło?
- W parku jakiś palant cię napadł , chyba chciał cię okraść ale nic nie znalazł.Zostawił cię tam , no a ja jak wracałem do domu to zauwazyłem ze leżysz na ziemi nieprzytomna i zabrałem Cię do nas do hotelu -wytłumaczył czarnowłosy
- Aha no to dzięki za wszystko , ale ja juz muszę się zmywać , pewnie się juz o mnie martwią -wiedziałam że i tak nikt się o mnie nie martwi , ale niemiałam ochoty zostać tutaj ani minuty dłużej.
- Odprowadzimy Cie - zaoferował sie blondyn - a tak po za tym nazywam się Tom - podał mi ręke , ale ja nieodwzajemniłam uścisku
- Miło mi...ale do domu potrafię sama dojść. Jeszczę raz dzięki za wszystko , sory za kłopot -powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.

Niewiedziałam gdzie mam iść. Niewiedziałam kompletnie gdzie się znajdowałam .Spytałam starszą Panią gdzie jest wyjscie , wskazała mi korytarz na prawo. Poszłam w jego kierunku. Przedemną były duże przeźroczyste drzwi obrotowe. Przesłam przez nie i poczułam jak zimne powietrze uderza w moje ciało. Czułam ożeźwienie. Po drugiej strony ulicy zauważyłam park. Przeszłam przez niego i jakimś "cudem" trafiłam do sierocińca. Weszłam przez stare odłamane na dole drzwi i pognałam na drugie piętro do swojego "pokoju". W pokoju panował jak zwykle bałagan , na łóżku leżała pidżama której nie chciało mi się schować do szafy. Na ziemi jakieś papiery. Pierwsze co zrobiłam po wejściu do "mojego królestwa" to otworzyłam okno , chciałam by wpadło tutaj trochę swieżego powietrza.Pozwoliłam by powietrze wtargneło do mego pokoju a sama wyjrzałam w otchłan za oknem. Wszyscy nudę w smutnych twarzach noszą , Świeży powiew piją na kształt wina , I drżą , dziwną wzruszeni rozkoszą. Tych szynk nęci a tamtych dziewczyna... I gdy innym zegary noc głoszą , Dla nich dzień się dopiero zaczyna. Podeszłam do łóżka i walnełam się na nie. Tak wygodnie mi było , że nie chciało się stawać.

- KOLACJA -usłyszałam krzyk na korytarzu

- nawet poleżeć sobie spokojnie nie pozwolą - wstałam z łóżka i pognałam do jadalni.

Przy niewielkich stolikach siedziało juz sporo młodzieży oraz małych dzieci. Usiadłam na samym końcu w rogu i czekałam aż kucharka zacznie przynosić jedzenia. Dzis na kolację był chleb z serem i ketchupem. Mniamm. Szybko pochłonełam całą zawartość i poszłam do swojego pokoju. Chwyciłam ręcznik i pidżame i bez zastanowienia pobiegłam do łazienki. Ściągnełam ubrania i położyłam je obok kranu. Weszłam do kabiny prysznicowej. Odkreciłam kurek z ciepłą wodą. Po chwili dało sie czuć ciepły strumień wody błądzący po moim ciele. Czułam jak wraz w wodą odpływa całe zmęczenie. Dziś jest wyjątkowy dzień...rozmawiałam z płcią męską dłużej niż 1 minute. Chyba powinna to zapisać w kalendarzu. Chwyciłam mydło do rąk i chciałam się nim umyć , gdy poczułam mocne ukłucie w klatce piersiowej. Chwyciłam się w miejscu gdzie znajduję się serce , bo tam bolało najbardziej. Ból był tak mocny , że upadłam na kolana. Woda lała mi się na głowę a ja klęczałam z rękoma na sercu. Nie potrafiłam złapać powietrza. Starałam się jakoś oddychać. Ból zaczął się zmniejszać. Potrafiłam juz wstać. Szybko zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznicu. Wytarłam się i ubrałam w pidzame.

Siedziałam na łóżku z nogami opuszczonymi w dół. Zastanawiałam się co mogło wywołać ten ból w klatce piersiowej. Nigdy tak nie mialam , myślałam że dostane zawału , ale przecież to niemożliwe w wieku 15 lat. Otworzyłam szafke , która znajduje się obok łóżka i wyciągnełam Księge Wierszy , to jest moja jedyna pamiątka po rodzicach. Czytali mi ją jak byłam mała na dobranoc , nigdy nic nie rozumiałam ale lubiałam słuchać jak mama czy tata mi ją czytają. Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie i zaczełam wchłaniać każdą literke , każde słowo , każde zdanie.

"Wolno i sennie chodzą
Po jasnym tle błękitu
złocisto-białe chmurki
z połyskiem aksamitu.

Niekiedy się zasrebrzy ,
pod słońca blask z ukosa ,
jaskółka śmigła , czarna ,
sunąca przez niebiosa. "

-Chciała bym być taką jaskółką - rozmyślałam ale nadal czytałam wiersz.

"Po łące cichej , jasnej ,
w srebrne objęte ramy
przez opalowy strumień ,
złote się kładą plamy.

Szmaragdem słońce błyska
na ciemnej drzew zieleni
lub przez konary rzuca
ognistych pęk promieni.

Po niebie i po lesie
po łąk zielonych łanie ,
przejrzyste , zwiewnie idzie
błękitne zadumanie..."

Dalej już nie czytałam , zasnełam jak małe dziecko przy kołysance. Śniłam , że zaadoptowała mnie kochająca i szczęśliwa rodzina. Byłam radosna i rozpromieniona. Miałam kochającego chłopaka , wszystko było jak w bajce. No może nie wszystko , jedyną wadą tego snu było to że byłam poważnie chora , miałam w sobie raka na sercu. Każdym dniem się cieszyłam bo niewiedziałam kiedy nadejdzie ten ostatni. A gdy nadszedł , był przy mnie mój chłopak i na jego ramionach zamknełam swe powieki na wieki(hehe zrymowało się)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:03, 26 Maj 2006    Temat postu:

NIE!!!...nie zgadzam się...ROZUMIECIE!!!...J-A S-I-Ę N-I-E Z-G-A-D-Z-A-M!!! - krzyczałam na całe gardło , przeliterowując ostatnie zdanie
- Ty tu nie masz nic do gadania...on będzie dzielił z tobą ten pokój i koniec kropka -mówił zawzięcie dyrektor bidula
- Ale przecież... napewno ktoś inny z wielką chęcią będzie chciał dzielić pokój z jakimś palantem - teraz to już nie wytrzymałam , no jak tak można na dzień dobry powiadomić kogoś , że musi dzielić z jakimś CHŁOPAKIEM pokój.
- Ten palant jak go nazwałaś ma imię. I jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz to będziesz codziennie przez cały miesiąc myła wszystkie ubikacje
- Moge nawet przez pół roku je myć , tylko PROSZĘ !!! pozwólcie mi samej zamieszkiwać moje królestwo - starałam się na wszystkie sposoby go przekonać , ale był nieugięty
- Nie i koniec , a teraz zapraszam na śniadanie , twój lokator prawdopodobnie już się rozgościł w WASZYM pokoju - zaakcentował słowo "waszym" dając mi tym do zrozumienia , że nie zmieni już swojej decyzji...

Obrażona na cały świat , poszłam na śniadanie , były płatki z mlekiem. Bawiłam się tylko łyżeczką w misce z płatkami. Po porannych nowinach jakoś nie miałam ochoty na jakie kolwiek pożywienie. Nie byłam w stanie by cokolwiek przełknąć. Mój żołądek jest przepełniony gniewem i zdenerwowaniem. W końcu , po raz pierwszy będe dzielić z kimś pokój. Jeszcze jakoś by mi uszło gdybym go dzieliła z jakąś dziewczyną... a tu niespodzianka... BUM!... i jest chłopak. Nie mogłam dalej patrzeć jak z płatków robi się "paćka". Zostawiłam "śniadanie" na stole i pognałam niczym piorun do swego "królestwa". Stanełam przed drzwiami i nie wiedziałam czy mam zapukać czy poprostu wejść. Raz kozie śmierć. Weszłam do środka i momentalnie mnie zatkało. To nie był już mój dawny pokój. Były dwa łóżka , wielka szafa , pod oknem gdzie dawniej stała moja szafka teraz znajdowała się tam wieża. Niby niewiele się zmieniło , ale dla mnie to było i tak za dużo. Od dziś nie będe mogła w samotności myśleć nad swoim życiem , bo będzie ON. Najgorszym wstrząsem było to , że ja nadal czuję wstręt i obrzydzenie do chłopaków. Nie potrafiłam tak jak kiedyś patrzec na nich " normalnie " teraz widziałam w każdym z nich , spragnionego seksu gwałciciela. Od dziś moje życie się zmieni. Będe musiała przyzwyczaic się do NIEGO.
Na jednym z łóżek leżał wysoki blondyn ze słuchawkami w uszach. Miał zamknięte oczy więc nawet nie słyszał jak weszłam.

- Ekhem... - odchrząknełam głośno
- Yyyyyy...eeeeeeee sorry , nie słyszalem jak weszłeś - powiedział tak jakby lekko zawstydzony - Andreas jestem a ty? - spytał podając mi reke
- Melani...- nie podałam mu ręki bo "nie byłam jeszcze na to gotowa"
- no wiec to ty bedziesz moją wspólokatorką - uśmiechnął się
- yyyy noo - nie kleiła się nam rozmowa
- powiedz mi jedno : skąd wzieła się tutaj ta wieza -wskazałam palcem na sprzet stojący pod oknem
- aaaaaaaa... to moja... ale jak chcesz to możesz z niej korzystać - dodał po chwili
- chyba nie będzie takiej potrzeby...wiesz , chyba pójdę się przejść - powiedziałam po czym wyciągnełam z szafki swojego małego podręcznego " przyjaciela " , schowałam go do kieszeniu spodni i wyszłam. Postanowiłam pójść do parku... tak do tego pechowego parku... po mimo tego że z jednej strony bałam się tam pójść , lubiłam tam chodzić... tam zawsze jest tak cicho i spokojnie... można długo i spokojnie myśleć... tam nikt nigdy nie będzie kazał ci iść po zakupy czy posprzatać... jedynie tam czułam się choć trochę "wolna". Szłam koło wysokich drzew , stały blisko siebie , niepozwalały by słonce dostało sie na chodnik. Stały tak jakby się bały , że zaraz ktoś przyjdzie i je zetnie. Były splecione swoimi koronami. Niektóre wyglądały jak zakochane pary , które nawet gdy będa umierac to nadal będą blisko siebie. Niby to tylko zwykłe drzewa ale dawały dużo do myślenia. Poszłam w kierunku mostku. Usiadłam na nim i wyciągnełam żyletke. Dziś byłam pewna , że to zrobię. Podwinełam rękaw i popatrzyłam w niebo.

- Wiem mamo , że teraz na mnie patrzysz - przejechała jeden raz - wiem że ty tato zawsze nademną czuwasz - kolejna rana.

Przejechałam jeszcze kilka razy po czym poczułam ukojenie. Patrzyłam jak krew spływa po moich chudych dłoniach. Nie czułam bólu , czułam zadowolenie. Czułam , że rozpala mnie radość chociaż sama niewiedziałam dlaczego. Byłam z siebie zadowolona , że w końcu to zrobiłam. Już od kilku lat chciałam się pociąć , ale nie miałam odwagi. Myślałam , że będzie strasznie boleć... ale się myliłam.

- I dało Ci to coś - usłyszałam ten sam spokojny głos , nawet nie odwróciłam głowy , wiedziałam kto za mną stoi
- Daj mi spokój , to że wcześniej udało Ci się mnie przed tym powstrzymać nie znaczy że kolejny raz nie będe chciała tego zrobić - mowiłam bardzo cichutko , ciagle spoglądając na smużki krwi , które spływały po mych rękach brudząc moje spodnie.

- Trzeba to zatamować -rzekł czarnowłosy - choć do hotelu , przemyje się to i obandażuje
- Niechce niczyjej pomocy , a zresztą nic mi się nie stanie , nie jestem dzieckiem , że trzeba się mną zajmować - zaczełam się wkurzać , w końcu co go obchodzi moje życie , ma swoje i niech się o nie martwi.
- Może nie wyglądasz jak dziecko , ale tak się zachowujesz , przecież możesz dostać zakarzenia
- Nie buj się , potrafię o siebie zadbać... a wogule co się stało , że tak nagle zaczeleś sie interesować zwykłą dziewczyną -słychać było ironie w mym głosie
- Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy to trzeba mu pomuc
- Wiesz tylko jest jeden problem... ja nie potrzebuję pomocy , świetnie sobie daję rade - chciałam się usmiechnąć ale nie potrafiłam
- Właśnie widze jak sobie dajesz rade... codziennie gdy Cię gdzieś widze... jesteś smutna i zamyślona... a teraz w dodatku sie pociełaś i udajesz ze dajesz sobie ze wszystkim rade... No powiedz kogo ty chcesz okłamac - no świetnie , on mnie wyczuł
- Nawet gdybym Ci powiedziała to i tak byś mnie nie zrozumiał , ja już się z tym pogodziłam , że nigdy nie będzie takie osoby która bedzie chciała mnie wysłuchać i postara się zrozumieć - niewiedziałam że ktoś taki kto mnie wogule nie zna będzie wiedzial co kryję w sobie
- Czasem lepiej jest sobie porozmawiac z jakimś nieznajomym , z kimś kto cie nie zna , zapraszam cie na herbate co ty na to?-spytał - ale najpierw pójdziemy to przemyć i zabandażowac -popatrzył na moja reke

Niewiedziałam czy mam się zgodzić , bałam się , że koszmar znowu może się powtórzyc. Bałam sie tego bólu , tego cierpienia. Ale zaimponował mi , nigdy nie znałam takiej osoby która mogła choć wiedziec jak ja się czuje... co w sobie skrywam...

No dobra -zgodziłam sie , ale sama do końca nie wiedziałam czy jest to dobra decyzja

Poszliśmy w ciszy przez park prosto do hotelu. Weszliśmy przez obrotowe drzwi i staneliśmy pod windą. Nadjechała. Popatrzylam na lustro znajdujące się w środku. Włosy miałam rozczochrane. Oczy lekko podpuchnięte. Spojrzałam na Bill'a. Był uśmiechnięty od ucha do ucha , patrzył przed siebie na drzwi od kabiny. Zatrzymaliśmy sie i wyszlismy. Staneliśmy przed drzwiami pokoju. Czarnowłosy wyciągnął kluczyk z kieszeniu kurtki i otworzył drzwi. Wpuścił mnie pierwsza.

-Tylko po cichu , bo reszta pewnie śpi -szepnął mi na ucho

Ja nic nie odpowiedziałąm , podążyłam za nim do łazienki. Chwycił apteczke leżącą na przeźroczystej półce i wyciągnął z niej wode utlenioną i waciki. Nalał troche wody na wacik i zaczał delikatnie i powoli przemywać rany. Zasyczałam z bólu , strasznie szczypało.

- Wiem że , szczypie ale troche po boli i przestanie -strzelil uśmiech numer pięć.

Jakoś nadal nie miałam humoru. Ciągle byłam na baczności. Nadal nie miałam pewności do płci przeciwnej. Usłyszeliśmy czyjeś kroki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:04, 26 Maj 2006    Temat postu:

Usłyszeliśmy czyjeś kroki. Po chwili naszym oczom ukazała się postać zaspanego blondyna. Wszedł do łazienki z zamkniętymi oczami , widocznie nadal spał albo poprostu nie dobudził się do końca. Popatrzyłam wymownie na Bill'a lecz ten tylko wzruszył ramionami i patrzył na swojego kolege. Blondyn zaczął załatwiać swoje potrzeby. Zakryłam zdrową ręką oczy by nie patrzeć na ten "piękny widok" . Czarnowłosy wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Jasnowłosy odwrócił głowę w naszą strone i jak gdyby nigdy nic sie uśmiechnął. Skonczył co miał zrobic i wyszedł z łazienki.

-Yyyyyyy -tylko tyle zdołałam z siebie wydusić

- Co ty tu robisz? - spytał blondyn wpadając spowrotem do łazienki

- Bill , wytłumacz... prosze - zrobiłam oczy kotka ze shreka

Mecki wyszedł z tajemniczym blondynem , którego nadal nie znałam imienia. Rozejrzałam się do okoła. Na ziemi pełno brudnej MĘSKIEJ bielizny i ubrań. Na przeźroczystych szafkach walały sie nie domkniete dezodoranty. Na jednej z półek znajdującej się nad zlewem znajdowało się pełno lakierów do paznokci. Trochę się zdziwiłam , bo wchodząc do pokoju nie widziałam tutaj żadnej dziewczyny.

- To moje -rzekł Bill wchodząc do łazienki - myśle ze tyle wystarszy -spojrzał na moja reke
- Dziekuje - wyszeptałam cichutko
- Co? mogła byś to powiedzieć głośniej bo nie usłyszałem -droczył się ze mną
- Głuchy chyba nie jesteś , dobrze wiesz co powiedziałam i drugi raz nie zamierzam tego powtarzać - uśmiechnełam się ironicznie
- Dobra... nie kłućmy się. Znam fajną knajpke nie daleko hotelu , idziemy? -spytał zmieniając temat
- Mus to mus -ruszyłam za nim

Wyszliśmy z pokoju. Teraz na korytarzu było bardziej jaśniej.

Zatrzymaliśmy się przed niewielką kawiarenka. Weszlismy do środka. Dało się poczuć ten klimat. Nie zawsze sie da , niekiedy jest tak , że masz ochote napic się herbaty w spokoju i ciszy , ale nie da sie wyczuć tego spokoju. Poprostu musi czuć się to "coś" co będzie chciało cię przyciagnąć tutaj jeszcze raz. To musi być jak narkotyk , sprubujesz go i masz ochote na więcej. Niekiedy potrafisz sobie go odmówić ale nie na długo. Usiedliśmy w zacisznym miejscu.

- Czy moge odebrac zamówienie -kelner podszedł do naszego stolika
- Czego sie napijesz ? - spytał czarnowłosy
- Nic - usmiechnełam się , po raz pierwszy tak naprawde , tak inaczej , nie czułam tego , że zaraz zniknie ten uśmiech na wieki i będe musiała na niego długo czekać. Poczułam , że będzie mi towarzyszył przez jakiś czas.
- Poprosze dwie herbaty - rzekł Bill do kelnera

Po chwili do naszego stolika wrócił kelner z tacą na której znajdowały się dwie filiżanki herbaty. Podał nam je i odszedl.

- Opowiedz mi cos o sobie - zaczął mieszać małą łyżeczką w filiżance
- Powiedz co chcesz wiedziec , a ja Ci poprostu powiem - i znowu ten uśmiech. Chyba będe musiała się do niego przyzwyczaić
- Jaka jesteś i co robisz na codzień ?
- Jestem osoba skrytą , nie łatwo zdobyć u mnie zaufanie , potrafie być wredna , nie potrafie tłumić w sobie uczuć. Na codzien siedze w domu i myśle nad swoim szarym życie , a ty? - teraz role się odwróciły , to ona mogła go teraz sluchać
- Hmmmmmmmmm mam brata bliźniaka , jesteśmy bardzo ze sobą zżyci , poszukuję dziewczyny , chociaż bardziej moge to nazwać miłością , nie zależy mi na zwiazku który jak szybko się zacznie tak szybko się skończy , na ogół jestem spokojny. Lubię imprezowac , no ale kto teraz tego nie lubi -uśmiech numer 5
- Ja nie wierze w miłość - szepnełam ciuchutko , tak bym tylko ja mogła to usłyszeć
- Dlaczego ? - spytał zdziwiony
- W boga nie wierze bo go nie widze , miłości tez nie widze więc w nią nie wierze. Po za tym , prawidziwa miłość istnieje tylko w telenowelach
- Mylisz się , i to bardzo , miłości nie da się zobaczyć , bo ją trzeba poczuć i trzeba jej szukać
- Ja i tak na nia nie mam czas - odparłam bez zastanowienie
- Na to zawsze jest czas , ale dlaczego go nie masz ? - spytał

Niewiedziałam co mam odpowiedziec. Przeciez nie mogłam mu poprostu powiedziec , że kilka miesięcy temu zostałam zgwałcona i mam od niecałego roku Ostrą Białaczkę Szpikową. Nie!!! napewno mu tego nie powiem , on nie będzie potrafił tego zrozumieć. On jest szczęśliwym nastolakiem , po co ja mu będe jeszcze głowę zawracać swoją chorobą. Zdążyłam się już do niej przyzwyczaić. Nie przyszła z nienacka. Ona powoli wchodziła w me ciało , w mą psychike. Co ja mu mam odpowiedziec? No co? Melani weź sie w garść i szybko coś wymyśl! no...

- Halo , jesteś tu -machał mi ręka przed oczami
- A-ah tak no , która godzina -starałam się zmienić temat
- 11:13 ale odpowiedz mi na moje pytanie - kurde! a jednak nie zapomniał o pytaniu
- Nie zrozumiesz mnie... może kiedyś Ci powiem , o ile nie będzie za puźno
- Dlaczego jesteś taka... taka tajemnicza ? - patrzył w okno , jakby tam chciał znaleść odpowiedz na wszystkie pytania
- Ja nie potrafie , od tak sobie zwieżyć się obcemu chłopakowi , muszę być pewna , że mogę mu zaufać - niechciałam patrzeć w jego oczy , bałam się ich , bałam się tego niezrozumiałego wzroku , którym może mnie obdażyc po mej odpowiedzi.

Nie myliłam sie ani troche. Zaraz po mojej odpowiedzi chciał spojrzeć w me oczy. Nie pozwoliłam... nie pozwoliłam na to... by mógł mnie przejżec... tak przejżec , bo patrząc w me oczy można wiele wyczytać. Bałam sie tego , że wyczyta w mych oczach "Tak jestem chora na białaczke... czekam na śmierć... bo ona czeka na mój ostatni dzien... ostanią godzine... minute , sekunde..."

- Popatrz mi w oczy - chwycił delikatnie za mój podbródek i podniósł do góry. Zamknełam powieki. Nie dałam mu się przejżeć. - proszę popatrz mi w oczy.

Otworzyłam oczy i spojżałam w te czekoladowe tęczówki. Zatopiłam się w nich. Bałam sie tego , że to on nie bedzie mógł oderwać sie od moich oczu , bo będzie z nich czytał całą moja historie życia , ale było na odwród. Teraz to ja prubowałam zajżeć w jego wnętrze , próbowałam znaleść coś... coś innego.

- Masz takie smutne oczy... takie smutne zielone oczy - mowił szeptem - teraz wiem dlaczego nie pozwoliłaś mi na nie popatrzec , bo one są zaczarowane , patrzysz na nie i widzisz w nich i siebie i ciebie. Możesz widziec dwie postacie na raz. Możesz się zakochać w tych oczach , możesz w nich zobaczy.... - niestety przerwał mu dzwiek telefonu , dochodzący z kieszeniu spodni

-Yhyy... no niezbyt... ale on miał przecież sam mieszkać... jak to w domu dziecka... ale przeciez Andreas... tak tak wiem... ale akurat teraz... no dobra , będe za 20 minut... no nara...

Niezbyt duzo zrozumiałam z tej rozmowy. A nawet nie chciało mi się wysilać by coś z niej wywynioskować. Jedyno co mnie "zaintrygowało" to słowo "dom dziecka".

- Melani , niestety muszę iść. Dzownił Tom ,mój brat i mówił , że nasz kumpel jest od dziś tutaj u nas w domu dziecka. Niezbyt wiem co sie stało , Tom powiedział mi tylko coś o jakimś wypadku , i kazał przyjść szybko do domu bo zaraz tam pojedziemy.
- Nie no , nie przejmuj się mną. Jakoś poradze sobie z dojściem do... domu -szybko dokończyłam , jednak słowo "dom" trudno przechodziło mi przez gardło
- Mogę Cię odprowadzić , mam jeszcze trochę czasu , a przy okazji zobacze gdzie mieszkasz - on mnie chyba kiedyś zabije tym uśmiechem
- Nie... ja naprawde dojdę sama... nie jestem małym dzieckiem... a wogóle lepiej ić do domu skoro Tom mówił żebyś szybko wracał - nie chciałam by wiedział gdzie mieszkam
- Widzę , że z tobą nie wygram , ale następnym razem nie dam Ci wygrać - polożył banknot na stole i pomachal do kelnera żeby podszedl.

"niewiadomo czy bedzie nastepny raz" - przeszło mi przez myśl

Wyszlismy na dwór. Bill chciał pocałować mnie w policzek na do widzenia , ale ja przyłożyłam mu palec na usta , i nic nie mówiąc odeszłam w strone parku. {a tak dla wyjaśnienia to Bill mieszka w hotelu który znajduje się ZA parkiem a Melani poszła przez park , bo jakos musiała się dostac do "domu"} Szłam wąska uliczką parku , patrząc jak szczęśliwe psy sie gonią. Ale czy one były szczęsliwe? Niewiem , i chyba nikt się tego nie dowie. Czasami chciała bym być takim psem , codziennie cię karmią , co jakiś czas kąpią , wyprowadzają na spacer i są zawsze z tobą. Nigdy nie jesteś sam. A najlepsze w tym jest to , że nikt nigdy niewie co dzieje sie z toba , tam w środku. Usiadłam na jednej z pobliskich ławek. Spoglądałam na niebo. Było zachmurzone. Wiatr wiał coraz mocniej , a mi było coraz zimniej. Czułam jak zimny powiew tego "letniego" wiatru oplata moje ciało. Dostałam gęsiej skórki. Wstałam i poszłam przed siebie. Przed siebie to znaczy do tych samych pustych ścian , których niemoge sama zamieszkiwać. Stanełam przed starym dużym budynkiem. Chcąc niechąc musiałam tam wejść. Lekko i zwinnie wspiełam sie po tych 8 schodach. Zakręciło mi się w głowie i zrobilo słabo. Przystanełam i oparłam sie o ściane. "Nie proszę , nie teraz... tylko nie teraz..." - mowiłam sama do siebie. "Na końcu korytarza jest mój pokój , to tylko kilka kroków i będe mogła się polożyc , nie mogę tak stać tutaj dalej." Ruszyłam chwiejnym krokiem do swego królestwa. Tym razem bez pukania weszłam. Zrobiło mi się ciemno przed oczami , czułam jak niewielkie smużki krwi kapią z mego nosa. Upadłam na podłoge.

- Boże... Andreas przeciez to... - czarnowłosy szybko podbiegł do dziewczyny , zszokował sie gdy zobaczył kto to jest. Tak to była Melani , a on właśnie jest u swojego przyjaciela. Niewiedział skąd się tutaj wzieła i co sie z nią stało.

Andreas szybko pobiegł po dyrektora. Po minucie przybyli zdyszani do pokoju. Na jednym z łóżek leżała nieprzytomna brunetka. Z nosa kapała jej krew.

- Niee... tylko nie to... - dyrektor nie mógł uwieżyć w to co zobaczył - szybko dzwącie po pogotowie - wykrzyczał do chłopaków

Tom jako jedyny opanowany wyciągnał komórke i zadzwonił na pogotowie. Po niedługiej chwili , zielono oka jechała już w karetce na sygnale. To nie był jej pierwszy raz gdy jechała karetką. Choroba niekiedy dawała po sobie znać i wtedy trzeba było jechać. Bill siedział obok Melani i trzymał ja za ręke. Sam nie wiedział dlaczego to robił. Może tak mu kazał umysł. A może sam poprostu czuł , że musiał tak zrobić. Siedział i niepewnie patrzył na bladą twarz dziewczyny. Nie wiedział co się z nią dzieje. Nic o niej nie wiedział. "Ale przeciez w kawiarence dobrze sie czuła..." , "Mogłem ją odprowadzic do domu..." - takie myśli w tej chwili zaprzątały głowe czarnowłosego.
Dojechali do szpitala. Dziewczyna została wyniesiona na noszach. Bill próbował wypytać o stan jej zdrowia , ale lekarze nie mieli czasu by mu odpowiedzieć. Widać było zmartwienie na ich twarzach.

Czarnowłosy siedział na zwykłym niebieskim krzesełku w szpitalnym korytarzu. Nie mógł sie na niczym skupić. Ciągle myślał o Melani. Tak bardzo chciał choć trochę wiedzieć co się z nią dzieje , co jej jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:05, 26 Maj 2006    Temat postu:

Czarnowłosy siedział na krześle obok łóżka dziewczyny. Co chwile spoglądał na nią swoimi czekoladowymi ślepiami. Tak bardzo chciał by w końcu się obudziła i wszystko mu wytłumaczyła. Próbował dowiedzieć się czegoś od lekarzy ale za każdym razem mówili "...przykro mi ale nie jest pan nikim z rodziny..." Czekał już kilka godzin, nawet pomimo próśb Tom'a, by wrócił do domu on dalej siedział. Niewiedział kiedy znowu będzie mógł spojżeć w jej piwne oczy. Wmawiał sobie, że to wszystko jego wina. "...przecież mogłem ją odprowadzić do tego cholernego domu..." Ale on niczym tutaj nie zawinił. Lekarze twierdzą, że to nawrót choroby.

Nie wiedziałam, która jest godzina. Nie wiedziałam jaki jest dzień tygodnia. Niewiedziałam co mi dolega, bałam się tylko jednego... powrotu choroby. Niecałe dwa lata temu przeszłam chemioterapie, po niej choroba ustąpiła. Czułam się jak nowo narodzona. Nigdy nie wspominałam białaczki. Nie chciałam o niej myśleć. Jednak, gdy jeden problem znika, pojawia się drugi.

Spoglądałam na postać śpiącą na krześle. Tak słodko wyglądał gdy spał. Nie miałam odwagi by go obudzić, a nawet nie chciałam. Wiedziałam, że gdy tylko wstanie zacznie wypytywać co się ze mną stało. A to wcale nie jest takie proste, powiedzieć komuś, że prawdopodobnie ma się nawrót białaczki. Że po raz kolejny czeka się na śmierć. Spoglądasz na zegarek i pytasz w umyśle, która godzina a jakiś cichy, miły i spokojny głosik odpowiada Ci "twoja ostatnia" a potem zamykasz swe oczy na wieki. Wiele razy podczas choroby myślałam, jak to jest być nieśmiertelnym. Zawsze wspułczułam osobą chorym na jaką kolwiek chorobe. Ale gdy sama zachorowałam, wiedziałam, że moje wspułczucie było za małe. Przeszłam koszmar. Nie było łatwo, ba, było cięzko jak cholera, gdy po chemioterapi chcesz wyjść na świeże powietrze a wszyscy wokoło patrzą na twoją głowę... na twoja łysą głowe.

Postać czarnowłosego zaczynała powoli wybudzać się ze snu. Przeciągneła się, a potem spojrzała na nie śpiącą już od kilku godzin dziewczyne.

- Oooo już się obudziłaś .- spojrzał na mnie ze zdziwniem
- Ileż można spać. - starałam się uśmiechnąć, ale jakoś mi to nie wychodziło. Chyba znowu będe musiała czekać wieki na ten jeden mały uśmiech.
- Powiedz mi, co się z tobą stało. - wiedziałam, że wkońcu zada te pytanie
- Bill, ja nie...- przerwał mi wchodzący do sali lekarz
- Przepraszam, że przeszkadzam ale chciałbym porozmawiać z panienką na osobności - tutaj spojrzał na Bill'a, który po chwili wyszedł na korytarz.
- Czy ja... czy to znowu... - nie potrafiłam spytać
- Zrobiliśmy badania, jak narazie wszystko wykazuje na nawrót choroby, bardzo mi przykro. - spojrzał na swoje buty - Narazie zostanie panienka w szpitalu, musimy zrobić jeszcze wiele badań.
- A czy ten chłopak, który przed chwilą wyszedł, wie cokolwiek o moi stanie zdrowia - spytalam powtarzajac sobie w nadzieji "oby nie... oby nie"
- Ja jako lekarz, nie mam prawa udostępniania informacji osobom z poza rodziny. Ale myśle, że powinnaś wkońcu powiedzieć swojemu chłopakowi, że jesteś chora. On naprawde się martwił, gdy ty byłaś w śpiączce. Nie opuszczał Cię ani na chwile. Ciągle próbował się czegoś o tobie dowiedzieć.
- To nie jest mój chłopak, to tylko mój... znajomy - nie wiedziałam kim jest dla mnie Bill
- Ja już nie wnikam w wasze sprawy. Pamiętaj, że masz odpoczywać. Najlepiej było by gdybyś dzisiejszy dzień przeleżała. Twoje ciało musi nabrać troche energii. - rzekł po czym wyszedł z pokoju

Tak bardzo bałam się białaczki. A teraz jestem już wszystkiego pewna. Moje dni są policzone. Ciekawe kiedy nadejdzie moja ostatnia godzina.

- Siemka - powiedział Andreas wchodząc do sali
- Cześć - powiedziałam markotnie. Bardziej spodziewałam się, że to właśnie Bill wejdzie a nie Andreas.
- Dyrektor rozmawiał z lekarzem... - przerwał na chwilę - bardzo mi przykro
- To znaczy, że ty... ty wiesz? - Miałam nadzieję, że tak jak ostatnim razem nikt nie będzie wiedział o mym drugim "cieniu" który nie opuści mnie aż do śmierci
- Tak wiem, ale nie buj się Bill ani reszta chłopaków o niczym nie wiedzą. Wolałem im nie mówić, bo nie wiedziałem czy tego chcesz - spojżał na mnie
- Dzieki, wiesz... jednak nie chce by ktoś o tym wiedział. Pozostawmy to dla siebie ok ?
- Melani... Bill się naprawdę martwi, może jednak powiedz mu, przynajmniej jemu.
- A ty myślisz, że wszystko było by łatwiejsze gdyby wiedział. Przecież, ja jestem zwykłą dziewczyną. Jest tyle lepszych odemnie a on akurat o mnie się musi martwić?
- Bo ty jesteś inna. Za nim weszłaś do pokoju, a potem zemdlałaś, Bill akurat o tobie opowiadał. Mówił, że ty jesteś inna niż te wszystkie. Nie patrzyłaś na to, że jest bogaty. Wogule na nic nie patrzylaś. Każda laska na niego leci. A ty go urzekłaś, bo byłaś inna niż te wszystkie inne -mówił jak zahipnotyzowany
- I to jest kolejny powód by mu nie mówic - rozglądałam się po pokoju
- Nie rozumiem, możesz mi to jakoś sensownie wytłumaczyć - podniósł lekko prawą brew do góy
- Powiedz mi, co będzie gdy ja już... umrę ?
- ..... - nie potrafił odpowiedzieć
- No właśnie, a ja wiem co będzie. Będzie mój pogrzeb i kilka osób stojących nad mym grobem. Niby będą rozpaczeni, ale to jest nie prawda. Oni przyjdą na mój pogrzeb tylko dla tego, że nie wypada nie przyjść. A ja niechcę by ktoś z litości to robił. Lepiej było by gdyby nikt nie przyszedł. A nawet gdyby ktoś przyszedł , to przyniósł by znicz i kwiaty. Ale nie były by to moje ulubione, bo nikt by już nie pamietał jakie lubie najbardziej.
- Mówisz to tak jakbyś już wiedziała, że jutro umierasz. Nie bój się Bill i reszta napewno cie nie "skrzywdzą" przez te twoje ostatnie lata jak ty to nazywasz. Oni z chęcią pomogą Ci je przeżyć jak najllepiej i jak najcudowniej. Nie całe dwa tygodnie temu zmarła mi matka, mój ojciec odszedł od nas. Umierała na moich ramionach i kazała mi obiecać, że nawet po jej śmierci będe taki jak zawsze, uśmiechnięty od ucha do ucha z wielkim poczuciem humoru. A ja mówiąc "kocham cię" przypieczętowałem przysięge. I gdyby nie ona i moi przyjaciele pewnie już dawno bym się załamał. Nie wyobrażam sobie życia bez Bill'a, Tom'a, Gustav'a czy Georg'a. Bo przyjaciele to nie są skarby, lecz skarby to przyjaciele. - zaczerpnął powietrza i kontynuował - Powiedz poprostu, że świetnie radzis sobie bez przyjaciół. Że chcesz przeczyć te wszystkie lata smutnie. Że niechcesz się poczuć szczęśliwa.
- Andreas, to nie chodzi o to, że ja czegoś niechce. Nie!!! Ja bardzo to wszystko chce. Ale gdy będe umierać, niechce żałować, że to wszystko strace.
- A chcesz umierać, wiedząc, że mogłaś być szczęśliwa. Chcesz umierać bez pięknych, niezapomnianych wspomnień.
- Dlaczego ty taki jesteś ? - spytałam z nienacka
- Jaki ? - widać było, że jest zdziwiony moim pytaniem
- Dlaczego musisz mieć racje.
- Niestety na tą odpowiedź nie znam odpowiedzi - uśmiechnął się promieniście
- Nie susz zębów -Znowu powrócił mój uśmiech
- Oo widze, że nawet humorek powrócił
- Dziękuje... dziekuje Ci za wszystko
- Nie ma za co. Pamiętaj, że nalezy żyć każdym dniem, tak jakby był to twój ostatni
- W ostatni dzień mojego życia była bym zamknięta, chociaz... niee!!! napewno bym cieszyła się ostatni chwilami
- Dobra, ale teraz zmieniami temat śmierci na coś weselszego. Tylko poczekaj, pójdę po reszte , bo czekają na korytarzu. Zobaczysz, oni są naprawde super - puścił do mnie oczko i po chwili wrócił z 4 chłopakami
- Wy się chyba nie znacie - Andreas najpierw spojżał na mnie a potem na dwóch innych chłopaków. Jeden z nich strasznie mi kogoś przypominał. Ahhh tak to jest ten, który załatwiał swoje potrzeby przy mnie i przy Billu
- Ja jestem Gustav, ale my się chyba mniej więcej znamy :shifty: - pokazał mi swoje uzębienie {od autorki = z tym uzębieniem to nie dosłownie mi chodzi, poprostu się uśmiechnął}
- A mnie rodzice nazwali Georg - podał mi ręke. Niewiedziałm czy mam ją uścisnąć. Przypomniały mi się słowa Andreas'a "...Nie bój się Bill i reszta napewno cie nie 'skrzywdzą'..." Podałam mu ręke i szeroko, po raz kolejny się uśmiechnełam. Bill popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie dziwie się, w końcu gdy on podał mi ręke ja jej nie przyjełam. Ale jakoś dotarły do mnie słowa Andreas. Mam się ich nie bać. Trzeba zapomnieć o niemiłej przyszłości i wziąść się za to co jest teraz.
- A ja to Tom - zrobił minę cfaniaka , czy mnie trochę rozbawił
- A mnie to chyba znasz - powiedział z ironią w głosie
Spojrzałam na Andreas a potem na drzwi i na Bill. Chyba zrozumiał, że chcę z nim pogadać na osobności, bo poprosił reszte chłopaków by pokazali mu gdzie tu jest sklepik.Wyszli a ja zostałam z nim sama.
- Powiedz... o co w tym wszystkim chodzi. Niechcesz mi powiedziec co się z tobą dzieje, potem jak gdyby nigdy nic rozmawiasz sobie z andreasem, a w dodatku podałaś dłoń Georg'owi. Gdy ja chciałem to nie pozwliłaś. Proszę, powiedz mi co się dzieję, bo zaczynam się już w tym wszystkim gubić.
- Bill... zrozum że ja.... - nie dał mi dokończyć
- Właśnie chodzi o to, że ja nie potrafię zrozumieć
- Daj mi dokonczyć - krzyknełam na nigo troche już zdenerwowana
- No - odparł od niechcenia
- Bo ja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:05, 26 Maj 2006    Temat postu:

- Bo ja... ja niepotrafię Ci tak tego powiedzieć - wyszeptałam
- Proszę... powiedz, ja postaram się zrozumieć... obiecuję - błagał
- Powiedz mi, co jest we mnie takiego, że aż tak cię "interesuję" - spytałam patrząc w strone drzwi
- Ty jesteś inna, ty nie szukasz miłośc, bo ty na nią czekasz. Jesteś moim aniołem strużem, ktróry powinien się mną opiekować, ale ja to zrobie za Ciebie i zajmę się Tobą. Wystarczy, że mi zaufasz.
- Bill, powiedz mi, dlaczego życie jest takie trudne? - nie umiem powiedzieć mu prosto w twarz, że jestem chora, to jest za cieżkie
- Wcale nie jest. Ono jest bardzo łatwe i prosto. Wystarczy cieszyć się każdą jego minutą.- spojrzał mi w oczy
- A jeżeli ktoś nie potarfi tego robić, to co wtedy?
- To wtedy trzeba mu w tym pomóc - może on ma rację, może poprostu ten świat jest zwykły tylko ja jestem inna

Podniosłam się z łóżka. Spojrzałam na niego.

- Dobrze, chcesz wiedzieć, to Ci powiem. - stanełam twarzą w twarz z nim - Nie całe dwa lata temu wyzdrowiałam z białaczki. Wszystko było znowu kolorowe. Czułam, że cały świat się do mnie uśmiecha. Znowu miałam nadzieję na lepsze życie. Czułam się jak ptak wypuszczony z klatki.A przed chwilą dowiedziałam się, że mam nawrót choroby. - słone krople powoli spływały po mych policzkach - Teraz powiedz mi, że tobie by było łatwo powiedzieć komuś coś takiego prosto w oczy. No powiedz!!! Łatwo by ci było - te ostatnie słowa wykrzyczałam. Po raz kolejny nie potrafiłam powstrzymać swoich emocji
- Ja... ja nie wiedziałem... przepraszam... - czułam się potwornie, bo dopiero teraz do mnie dotarło, co mu powiedziałam
- Własnie, ty nic nie wiedziałeś. Nie wiesz, jak czuję się teraz upokożona stojąć przed tobą zapłakana. Nie wiesz, jak to jest być chorym na białaczke. Nie wiesz jak to jest czekać na śmierć. NIC NIE WIESZ - usiadłam na łóżku - A teraz proszę Cię o jedno. Wyjdź i zostaw mnie w spokoju. Zrozumiem jeżeli nie będziesz chciał mnie znać, bo w końcu kto by chciał.
- Mel... przepraszam - powiedział cichutko i wyszedł z pomieszczenia.

Dlaczego ja mu to powiedziałam? Tylko się upokożyłam. Pokazałam swoją słabą strone. A teraz co? Będe tak tu siedzieć i płakać. Będe żałować każdej chwili tego popieprzonego życia. Mówi się, że po burzy zawsze wychodzi słońce. To kiedy skończy się moja burza. Kiedy skończy padać ten przeklęty deszcz, który za każdym razem przesiąka przez me ubranie... przez me ciało. A na sercu zostają tylko ślady kropli.

- Mel... nie płacz... naprawdę nie warto - poczułam jak czyjaś ręka mnie przytula. Podniosłam swą zapłakaną twarz. Tom. Tak to właśnie on siedzi koło mnie, przytula i pociesza. Dlaczego teraz nie odpycham go od siebie? Dlaczego teraz nie czuję do niego obrzydzenia? Dlaczego ja się tak zachowuję? Może dlatego, że ja właśnie teraz tego potrzebuję. Potrzebuję tego przytulenia, tego pocieszenia. Tej osoby która teraz koło mnie jest.
- Andreas - spojrzałam na blondyna - czy mogę Cię o coś prosić
- Jasne, w każdej chwili, każdego dnia i o kazdej porze, w dzień i w noc - prubował jakoś przepędzić tą ponurą atmosfere
- Przynieś mi żyletke, albo szkło, cokolwiek byle by było ostre
- O nie kochana, tak to my się bawić nie będziemy. - rzekł do mnie Tom - teraz ładnie kładziesz się do łóżka i zasypiasz, my będziemy Cię tutaj pilnować, żebyś nie zrobiła żadnej głupoty - spojrzał na chłopaków, którzy tylko kiwneli głowami na znak, że się z tym zgadzaja - no juz do łóżka - rzekł z uśmiechem drediarz
- Nie musicie tutaj przy mnie siedzieć. Na darmo będziecie tracić czas, który możecie spędzić o wiele lepiej. Przysięgam nic sobie nie zrobie. - wytarłam ręka łzy z policzków i położylam się
- Jeżeli pójdziemy to nie spędzimy tego czasu miło ani przyjemnie, bo będziemy się o Ciebie martwić - powiedział Andreas siadając na krześle
- Ale wy mnie wogóle nie znacie - miałam rację, nikogo dobrze nie znałam
- Bill nam tyle opowiadał, że zdziwiła byś się. A czy to jakiś problem? Już i tak wiesz o nas dużo - uśmiechnął się
- No tak rzeczywiście dużo, zaledwie wiem jak macie na imie. - ciekawe co opowiadal im Bill, przecież on też mnie nie zna
- Dobra, nie gadaj już tyle tylko śpij. Musisz dużo odpoczywać. - Gustav podszedł do mnie i przykrył aż po sam czubek nosa kołdrą

Nic już nie odpowiedziałam. Patrzyłam na każdego z nich po koleji. Widziała w każdym z nich tą iskierke... iskierke szczęścia. Jedynie nie u Andreas'a. Jego oczy były przestraszone. Tylko od czego? Powinien się cieszyć, że przez ten czas, jak ja będe w szpitalu, on będzie sam dzielił pokoju. A moze nie to go dręczyło.Niewiem... niewiem już nic. Muszę sprubować zasnąć. Sama po cichutku, leciutko ruszając wargami, tak by nikt nie zauwazył zaczełam liczyć owieczki. Jedna, druga, trzecia... trzydzista czwarta, trzydzista piąta... i śpię. Odpłynełam w świat Morfeusza.

"Siedzę sama w ciemnym i zamknięty pokoju. Skulona w kólkę w rogu. Co chwilę spoglądam na zegarek wiszący na ścianie, ale nie potrafię dostrzec godziny. Na głoś pytam się która jest. I nagle zamknięte drzwi się otwierają. Stoi w nich zakapturzona postać. Podchodzi do mnie i szepczę na ucho "to twoja ostatnia godzina, zabieram Cie do mego domu..." Wstaję z nim i nagle zamaist w pokoju, znajduję się na polanie. Bez ubrania, bez niczego. W oddali widzę łóżko szpitalnę. Podchodzę do niego i widzę samą siebie. Dotykam swego policzka i czuję chłód. I znowu ten głos, w swym uchu słyszę " twa godzina się skonczyła" dotyka mojego ramienia i wbija w nią igłe. Upadam na ziemię."

- nieee - obudziłam się z krzykiem
- spokojnie, to tylko zły sen - uspokajał mnie Georg którego obudziłam - teraz zamknij oczy i spróbuj jeszcze zasnąć
- dzieki - powiedziałąm po cichutku, by nikogo jeszcze nie obudzic

Odpowiedziałą mi głucha cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:06, 26 Maj 2006    Temat postu:

...Człowiek bez miłości jest zgubiony w świecie obcych i wrogów. - odparł patrząc przed siebie
- Dlaczego życie to tylko miłość. Czemu nie można żyć bez niej ? - spytałam
- Bo człowiek żyje po to aby kochać. Jeśli nie kocha - to nie żyje
- Bill... spróbuj być choć na chwilę mną. Czy ty potrafił byś kochać? Czy znalazł byś na to czas, gdy jego jest coraz mniej?
- Mówi się "Żyj chwilą, bo tylko ona jest prawdziwa." A może ty poprostu nie chcesz się zakochać ? - usiadł koło mnie
- Kiedyś miałam nadzieję na to, że znajdzie się ktoś komu będe mogła oddać swe serce. Ale teraz ta nadzieja znikła - kątem oka spojrzałam na niego
- Twoja nadzieja jest jak lampka. Kiedyś ją zapaliłaś, ale teraz ona jest w stanie " oszczędzania". Może warto ją zapalić ? - obrucił się do mnie twarza
- A nie pomyślałeś o tym, że żarówka mogła się przepalić. - siedziałam twarzą w twarz z postacią czarnowłosego
- Nie... bo każdy ma wieczną lampkę . Jej żarówka nigdy się nie przepala.
- Dziwne...
- Co jest dziwne? - spytał patrząc prosto w me oczy
- Dziwne, że ludzie mogą myśleć o miłości, kiedy jest tyle do zrobienia w życiu - wyszeptałam
- Jeszcze dziwniejsze jest to, że potrafią myśleć o śmierci - tak, i tu mnie właśnie zagiął
- Wogule, po co ty tu przyszłeś, może po to aby ci jeszcze raz powiedzieć, że jestem chora - rzekłam odrwacając się od niego
- Nie, mi nie trzeba powtarzać. Wiesz... wczoraj myślałem o tym co mi powiedziałaś. Zdziwiło mnie gdy mowiłaś "Zrozumiem jeżeli nie będziesz chciał mnie znać, bo w końcu kto by chciał." te słowa jakoś tak bardziej utkwiły mi w pamięci. Dlaczego pomyślałaś, że ktoś nie będzie chciał Cię znać, tylko dla tego, że jesteś chora. Popatrz. Tom jest cały czas chory na mózg - uśmiechnął się - a jednak ma wielu przyjaciół i znajomych.
- To wcale nie jest śmieszne. Przecież to oczywiste, że nikt nie chce znać kogoś kto jest chory, a tym bardziej gdy ma białaczke. - starałam się go przekonać, że mam racje
- Mylisz się, i to po raz kolejny. Ty chyba wolisz, spędzić swoje ostatnie lata w samotności, bez nikogo i bez niczego. A te lata wcale nie muszą być takie. Mogą być szczęśliwe i radosne. Mogą być niezapomniane.
- To co ja mam robić? - nie wiedziałam do czego ma prowadzić ta rozmowa
- Nie zamykaj się w sobie. Pozwól się ponieść chwili, a co najważniejsze, pozwól się pokochać - podszedł do mnie
- Bill czy ty naprawde tego nie rozumiesz ?
- Czego? - spytał zdziwiony
- Przecież ja... ja umrę...a wtedy zostanie po mnie tylko wspomnienie... po co mam się dać komuś pokochać... a potem gdy umrę, załować będę, że to wszystko tak się skończyło. Więc po co mi takie cierpienie, po co mi taki ból ?
- Wiesz... ja Cię nigdy nie zrozumiem, ale prosze, nie zamykaj się w sobie na wszystkie możliwe sposoby - rzekł podchodząc do okna
- Nie wiem po co mam ci to biecywać, ale jeśli tak bardzo tego chcesz to dobrze - podeszłam do niego - OBIECUJĘ, ŻE NIE ZAMKNĘ SIĘ W SOBIE - mowiłam z reką na sercu
- No i tak ma być cały czas - uśmiechnął się promieniście
- A gdzie jest reszta chłopaków - zmieniłam temat
- Oni za raz powinni przyjść, mówili, że będa o 12 u Ciebie a jest juz 12:07
- Bill ? - szepnełam w strone czarnowłosego
- Tak ?
- Naucz mnie normalnie życ, normalnie żartować, bawić się. Naucz mnie wszystkiego - sama nie wiedziałam co mówię, chyba jestem w jakimś transie
- Obiecuję, zrobić z Ciebie NORMALNEGO człowieka - podkreslił przed ostatnie słowo

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Po chwili do sali weszło 4 chłopaków. Pierwszy podszedł do mnie Andreas

- Jak tam zdróweczko ?
- A nie narzekam - starałam się zapomnieć o wcześniejszej rozmowie z Billem
- Przynieśliśmy Ci coś do poczytania, bo się tu jeszcze nam zanudzisz - Tom połozył gazety na szafce obok łóżka a sam walnął się obok mnie na mięciutkiej poduszce
- Nie za wygodnie Ci - spytałam, patrząc na niego
- Przydał by sie tu jeszcze telewizor i wieża, ale bez tego tez da sie żyć - zrobił minę cfaniaka
- Yhy i jeszcze Paris Hilton{od autora : nie wiem czy dobrze napisałam jej nazwisko, jak źle to nie bijcie }
- Już mi się znudziła- rzekł z powagą

Czarnowłosy spojrzał z niedowierzaniem na brata. Gustav patrzył na niego z otwarta buzią. Georg nie potrafił nic powiedzieć. A Andreas najzwyczajniej zaczął się śmiać

- To wcale nie było śmieszne - Dredowaty zrobił focha i położył się na brzuchu udając małe dziecko które płacze, bo nie dostało lizaka
- Tom czy ty słyszysz co mówisz. Powiedziałeś, że znudziła Ci się Paris, ta Paris, której zdjęcia masz na komputerze i na komórce, ta Paris której filmy oglądasz pięć razy dziennie, ta Paris, którą tak kochasz i uwielbiasz, Ta Paris, która jest dla Ciebie ideałem kobiety. A teraz nagle mówisz, że Ci sie znudziła, no wiesz troche to zaskakujące - Bill nadal nie mógł uwieżyć w słowa swojego brata bliźniaka, myślał, że wie o nim wszystko i był pewny, że ONA mu się tak szybko nie znudzi, a tu teraz jednak sie mylił
- No co wy... na zartach się nie znacie - Tom zaczął się głośno śmiać, radował się, że po raz kolejny mógł wrobić swoich kumpli
- Ja wiedziałem... poprostu wiedziałem, że to nie mogła by być prawda. Przeciez każdy zna Toma i wie, że coś takiego jak "znudzenie Paris Hilton" to u niego nie możliwe, jedynie mogło by się to stać, gdyby wpadła pod samochód, albo miała wypadek i cała twarz była by zmasakrowana, albo jak by sobie usuneła piersi, a to jak narazie sie nie stalo - mówił Gustav
- Przecież to jest 8 cud świata, a nie kobieta - dredowaty blondasek chyba za bardzo się rozmażył
- Ja się do niego nie przyznaje. Jak by ktoś pytał, to nie mówcie, że to mój brat, a bądź co bądź bliźniak - Czarnowłosy chyba był odmiennego zdania co do Paris

Naszą jakże inteligetną i bardzo naukową rozmowe, przerwał wchodzący do sali lekarz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:06, 26 Maj 2006    Temat postu:

- Ja tylko na chwileczkę. - zwrócił się do mnie - Chciałem Cię poinformować, że jest otwarta świetlica, jeżeli będziesz się nudzić to możesz do niej pójść. - już chciał wyjść, ale chyba mu się o czymś przypomniało - Aha, no i jeszcze jedno, za chwile przyjdzie do Ciebie pielęgniarka pobrać krew na badania.
- Dobrze - lekarz chyba nie usłyszał mej odpowiedzi bo juz był na korytarzu
- No to co dzisiaj robimy - spytał Tom, nadal leżąc na moim łóżku
- Możemy pograć w uno bo przyniosłem - wyszczerzył się Gustav
- A jak się w to gra ? - niezbyt wiedziałam co to uno, a co dopiero jak się to w to gra
- To taka gra w karty, nie bój się, wytłumaczymy Ci jak się w to gra. - rzekł Georg
- Bill? A co ty taki mało mówny jestes dziś, co? - bliźniak spytał czarnowłosego
- .... - chłopak nie odpowiadał, ciagle spoglądał na postać siedzącą na łóżku
- Bill ? - krzyknął do niego Tom
- Yyyy... co? - oprzytomniał
- Mogę Cię prosić na chwilę ?
- Jasne - wyszli na korytarz

Rozmowa Billa z Tomem

- Stary co się dzieję? Przecież widzę jak ty na nią patrzysz. Jak byś mógł to zjadł byś ją wzrokiem? - Tom powoli zaczął się domyślać o co może chodzić
- Braciszku... chyba trochę przesadzasz - Bill nie wiedział o co może chodzić jego bratu
- Ja przesadzam ?! Spójrz na siebie i powiedz mi kto tu może przesadzać. Przecież to widać. Bracie, czy ty się aby nie zakochałeś ?
- Tom!!! Ja ją znam zaledwie kilka dni. W jaki sposób niby mam się w niej zakochać ? - Bill był wyrażnie zaskoczony słowami Toma
- No normalnie. Przecież to widac jak cholera. Tylko mi nie mów, że traktujesz ją jak kumpele, bo w to napewno nie uwieże. Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć, w końcu jesteśmy braćmi.
- No dobra, podoba mi się, ale tylko podoba. Jest fajna, chociaż jej nie znam, i niewiele mogę o niej powiedzieć. I ona nie wie kim jestem, kim my jesteśmy.
- Jak to nie wie ? Nie powiedziałeś jej. Myślałem, że tak. Musimy jej powiedzieć. Wiesz co będzie jak ona się dowie o zespole,nie od nas tylko z innych źródeł. - Tom nie mógł uwieżyć w to, że Bill jej nie powiedział
- Wiem, ale ja poprostu chciałem sprawdzić jaka ona jest. Wiesz dobrze, że kazda nasza fanka dała by wszystko by być na jej miejscu. A ona nie chciała mnie znać. Nie prosiła o autograf, o wspólne zdjęcie. Była inna.
- I dlatego ja nadal sądze, że ty się w niej zakochałeś - dredowaty stał przy swoim
- To nie jest takie proste. Ja sam nie wiem co do niej czuję. Znam ją kilka dni, a to dla mnie bardzo mało. Ja nie jestem tak jak ty, że przelecisz i porzucisz. Ja też mam uczucia. I ona napewno też.
- Dobra, ale powiesz mi jak się już zakochasz - uśmiechnął się chytrze
- Tak powiem - odpowiedział tylko dlatego by brat dał mu już swięty spokój
- Ale teraz musisz coś dla mnie zrobić. Wejdziemy tam a ty powiesz jej o nas prawde.
- Ok

Chłopaki razem weszli do sali.

- Gustav podaj mi tą gazete z szafki - zwrócił sie do niego czarnowłosy
- Melani, - zaczął szybko przeglądać gazete, gdy dotarł do upragnionego celu zamknął ją i podał mi - otwórz na 7 stronie
Poszłusnie wykonałam prośbe Billa. Strona trzecie, czwarta, piąta, szósta i siódma.
- To ma być jakiś żart tak - spoglądałam na gazete nie mogąc uwieżyć własnym oczom
- Chciałem Ci wcześniej powiedzieć. Mel, wybacz.
- Nie Bill. Nie ma wybacz. Mogłeś mi powiedzieć od razu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile to wszystko zmieni.
- Nic nie musi się zmieniać, może być wszystko dobrze.
- Nie będzie juz nic nigdy dobrze. - zaczełam czytac artykół na głos - "Najbardziej popularny zespół Tokio Hotel zdradza swoje sekrety..."
- To, że mamy zespół nic nie zmienia - rzekł Georg
- Mylisz sie. Jesteście znani na całe niemcy, tak bynajmniej wynika z tego artykułu, macie zapewne wiele fanów i fanek. Koncertujecie. Wasze życie jest zabiegane. A ty mi mówisz, że to nic nie zmieni.
- Ale my też jesteśmy ludźmi, nasze życie to nie tylko fani i koncerty. Jest też cos takiego jak przyjaźń, miłość, i spokój. - Gustav starał się jakos obronić ich sytuacje
- Andreas, powiedz mi, że to tylko sen z którego za chwilę się obudzę - jak narazie to tylko on siedział cicho, chyba nie chciał się wtrącać
- To nie sen. Ale to naprawdę niczego nie zmieni. Zobacz, ja juz od bardzo długiego czasu jestem ich przyjacielem i nic się po między nami nie zmieniło.
- Ale ty to ty, a ja to ja. Wy się znaliście od zawsze. Niewiem, życie zawsze musi być takie skomplikowane.
- Mel, uwież. Ze gdybym wiedział, że Bill Ci tego jeszcze nie powiedział, to ja bym to zrobił o wiele wcześniej niż teraz. - Tom mówił to takim spokojnym głosem
- Zostawcie mnie sami. Proszę

Chłopaki nic nie odpowiedzili. Uszanowali moją wolę i wyszli. A ja? A ja nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić. Myślałam, że znalazłam przyjaciół. Ze wszystko się ułozy. Przecież to nie będzie zwykłe normalne życie. Nic nie będzie dobrze. Oni będą cały czas zajęci muzyka. Moje przemyślenia przerwała wchodząca do sali postać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:07, 26 Maj 2006    Temat postu:

Przed chwilą przyszła do mnie pielęgniarka w "odwiedzinach" a w prezencie założyła mi "ptaszka" i pozwoliła się najeść kroplówka. Ale to już lepsze, niż jedzenie tych papek szpitalnych. Pamiętam, że jak byłam mała to zawsze prosiłam pana doktora, by zatrudniono moją mame do kuchni to będę jadać obiady. Ale teraz przecież nie mogę tego zrobić. Bo mama nigdy mi nie ugotuję tego prawdziwego obiadu. Ona niekiedy karmi mnie współczuciem,obdarowywuje mnie radością, po mimo tego, że jej TU nie ma, ja wciąż czuję, że jest koło mnie. Że ciągle dotrzymuje mi kroku gdy ide do szkoły. Że stara mi sie podpowiedzieć na kartkówce z chemi, której i tak nigdy nie zrozumiem. Tylko najgorsze jest to, że nigdy jej nie zobacze blisko siebie, ani nie usłysze, jej zawsze spokojnego głosu. To tak bardzo boli. Ale może właśnie tak miało być. Może właśnie tak miał wyglądać mój los. Może ja poprostu muszę nauczyć się żyć, nauczyć zadbać sama o siebie.

***
Dlaczego życie zawsze musi nam płatać figle. "a miało być tak pieknie..." Tak, miało być, ale się nie stało. Wszystko znowu jest takie szare. Ostatnia nadzieja uciekła w daleką odchłań. Tam gdzie nigdy jej nie dosięgnę. Czy to kolejny "plan" mojego losu. Czy ja nigdy nie mogę być choć na jakiś dłuższy czas szczęśliwa, radosna. Że nie może po mnie widać nadzieji... nadzieji na to, że każdy dzień będzie tylko lepszy. Czy los musiał ułożyć sobie taki zły plan? Dlaczego nie mógł go ze mną uzgodnić? Dlaczego akurat ja, muszę mieć go takiego jakim jest ? Niewiem, i na te pytania chyba nigdy nie dostane odpowiedzi.

W głowie brzmiała mi jedyna piosenka. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym móc zaśpiewać ją kiedyś mojej mamie. Może spotkam ją w niebie, a moze mój los znów zmieni swój plan i pójdę do piekła.

"Mamo powiedz mi co ty robisz w większosci przypadków?
Mamo powiedz mi czemu tutaj jest tak ciemno?
Powiedz mi dlaczego ty płaczesz?
Ja nie wiem dlaczego ty jesteś smutna?" - Skuliłam się w kólkę, poczułam jak po mym policzku spływają osobno słone krople. Tylko dlaczego osobno, dlaczego nie mogły spływać strumieniami. Może dlatego, że chciały zrobić każdej wolne miejsce, może dlatego, że każda z nich chciała zostawić swój ślad po sobie na mym bladym policzku.

"Czy to spadająca gwiazda tam?
Co tam obok lata?
Czemu twoje serce bije tak szybko?
Dlaczego jest tam jasno?
i gdzie idzie ten grzmot, tutaj w tą strone?" - zaczelam po cichutku nucić sobie piosenkę

"Mama Ana Ahabak -mamo kocham cię,
Mama Ana Ahabak - chodź tutaj i ochroń mnie. " - Mamo! tak bardzo chciała bym abyś wiedziała, jak mi Cię brakuje.

"Mamo gdzie my chcemy iść?
Chcę do domu, Jest już tak późno
Mamo czemu padasz na kolna?
Co ty mówisz, czy to nie jest jakaś modlitwa?" - Ja chcę do domu! Do tego prawdziwego domu.

"Nie ciągnij tak mojej ręki
Dlaczego ty przyciskasz mnie do ściany?
i czemu idziemy tu w płomieniach?
Ja nie umiem jeszcze czegoś zobaczyć
Powiedz mi dlaczego musimy tutaj stać?
I dlaczego nie idziemy do domu." - No powiedz, gdzie jest mój dom. Proszę Cię powiedz. Mamo!

"Mama Ana Ahabak -mamo kocham cię
Mama Ana Ahabak - chodź tutaj i ochroń mnie
Mama Ana Ahabak -ja nie widzę tej gwiazdy
Mama Ana Ahabak -ja widzę tylko twoje oblicze" - Mamo, przytul mnie proszę.

"Czy ty możesz mi powiedzieć gdzie my jesteśmy?
Gdzie biegną ci ludzie tam?
Powiedz mi czy nasza droga jest jeszcze dalej?
Czemu nie mówisz już nic więcej ?
Dlaczego twoje oczy są puste?
Powiedz, to moja wina?Jest mi przykro." - Czy to moja wina, czy to moja wina, że mnie opuściliście?

"Mama Ana Ahabak -mamo kocham cię,
Mama Ana Ahabak - chodź tutaj i ochroń mnie,
Mama Ana Ahabak -co noc przyniesie,
Mama Ana Ahabak -ja nie widzę tej gwiazdy" - Ja wiem, że ty zawsze starasz sie mnie chronić... ja to czuje mamusiu.

"Widzę tylko twoje oblicze
Nie zostawiaj mnie, proszę!" - Bądz zawsze przy mnie.


Niby to tylko zwykła piosenka, ale jej słowa są inne. One są pełne mojego życia. Ja tak bardzo chciała bym powiedzieć mamie, jak mi jej brakuję. Jak bardzo chciała bym, aby pomogła mi podjąć decyzje w trudnych chwilach. By mogła mnie przytulic, gdy tego potrzebuję. By zawsze przy mnie była.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:07, 26 Maj 2006    Temat postu:

Jeszcze kilka godzin, kilka zwykłych, choć czasem bardzo ważnych godzin, i będę w domu. W tych starych pustych ścianach. Z jednej strony się cieszę, bo nie będe musiała patrzeć na ten szpital, ale z drugiej strony, wiem, że jak wrócę, to juz nie będzie jak dawniej. Będę musiała chodzić normalnie do szkoły, i w dodatku jest jeszcze Andreas. W ogóle czym ja się bardziej przejmuję, tą szkoła, czy Andreasem ? Przecież, pójdę sobie normalnie do budy, będę omijać stare mury którę głoszą znane szkole cytaty "Błogosławieni, którzy na wagary zwiewaja albowiem oni swieżego powietrze wdychaja.Jak podstawą drzew sa konary tak podstawą szkół były, są i będą wagary." Będę znów tą samą Melani. Tylko co będzie z "nim". Jak mam się w jego stosunku zachować, przecież w gruncie rzeczy on mi nic nie zrobił, nic co mogło mnie w jakiś szczególny sposób zranić. A czy ktoś mnie w ostatnim czasie zranił? Czy ja mogę nazwać zranieniem, to co oni zrobili? A co oni zrobili? Okłamali mnie? A może poprostu chcieli mi o tym powiedzieć, ale postanowili zrobić to później. Czemu ja się tym przejmuję? Oni już nawet nie pamiętają mego imienia. Po co mieli by zapamiętywać? Mają teraz swoje życie, zespół, sławę, fanki. A ja? A ja mam siebie, swojego odwiecznego przyjaciela żyletkę i samotność. Mogła bym powiedzieć, że mam też chorobę, ale to ona mnie ma, to ona się mnie trzyma, i to ona we mnie jest.

"Chwycił jej twarz w swe dłonie, powoli zbliżył swe usta. Delikatnie je muskał. Chciał zrobić krok dalej, ale wiedział, że nie może. Ona musi czuć się bezbieczna w jego ramionach. Pocałował ją z wielkim zapałem, z chytrością, tak jakby chciał jej usta zostawić tylko dla siebie, by móc codziennie gdy się obudzi podziwiać i całować. Połączyli sie w romantycznym tańcu języków, czuli, że ich duszę łączą się w jedną. Nie potrafili odłączyć się od siebie. Działali na siebie jak magnesy. On spogladał w jej głębokie oczy, w których mógł się zagubić nie jeden osobnik płci męskiej. Ona delektowała się jego pełnymi ustami, czuła jakby zajadała soczyste, czerwone maliny...."

- Starczy tego. - rzuciłam ksiązke na szafke

Siedziałam z podkulonymi nogami na nie wygodnym łóżku. Ciągle czekałam, aż przyjdzie po mnie dyrektor. Nie umiałam się go doczekać. Za zwyczaj niecierpiałam gdy przychodził mnie odwiedzić, ale teraz to zupelnie inna sprawa. Wracam do swego królestwa.
Minuty mijały nie ubłagalnie wolno. Patrzyłam z troską w oczach na białe drzwi. Nigdy nikogo tak nie wyczekiwałam.
Nagle drzwi otworzyły się z wielkim rozmachem. Do sali wszedł P.Drain

- No, to jak, pakujesz się i wracamy - podał mi torbę
- Już mam wszystko popakowane w siatkach, wystarczy tylko włozyć do środka - wskazałam na ubrania leżące na końcu łózka.

P.Drain szybko wszystko spakował. Wyszlismy z sali, usiadłam na krześle. Dyrektor poszedł po wypis. Po chwili wrócił, z białym papierkiem w ręku. Kierowaliśmy się do wyjścia. Przeszliśmy przez wielkie, szklane drzwi. Poczułam jak w moje nozdrza, uderza zapach świeżego powietrza. To nie był już ten smród szpitalny, teraz to jest świeże, czyste, i tak przyjemne powietrze.
Do sierocińca wróciliśmy autem.
Wysiadłam z niego. Moim oczom ukazał się dobrze znany budynek. Stare wielkie ściany. Chwyciłam swoją "torbe" i pognałam do środka. Na ścianach te same dziecięce obrazki, zakrywające dziury w ścianach. Te same korytarze. Nic się nie zmieniło. Ale co się mogło zmienić przez kilka dni? Nic. Bo nawet nie było na jakie kolwiek zmiany pieniędzy. Ruszyłam w strone swojego pokoju. Zatrzymałam się przed drzwiami. Bez pukania weszłam. Na łóżku spał Andreas. Wyglądał jak małe dziecko. Z lekko podkulonymi nogami i rękami opatulonymi w tłowiu wyglądał zabawnie. Nie miałam sumienia by go budzić, i w ogóle po co? Tylko po to, by powiedzieć mu, że ja już wróciłam? Nie, przecież to bezsensu. Jak się obudzi to sam zauważy.
Chwyciłam koc leżący na moim łóżku. Podeszłam do niego i przykryłam. Szkoda, że nie mam aparatu. Zdjęcie wyszło by napewno świetne. Usiadłam na swoim posłaniu. Strasznie się nudziłam. Starałam się o czym myśleć, ale nic nie przychodziło mi konkretnego do głowy. Wyjrzałam przez okno. Las. Tak. Pójdę się przejść. Spacer dobrze mi zrobi. Wziełam bluze, na wypadek gdyby zrobiło się zimniej.
Szłam przez te same kręte chodniki, mijałam te same drzewa, w nadzieji, że nagle coś przykuję moją uwage. Zbliżałam się do tego, jakże pamietnego jeziorka. Lecz moje nadzieje, że pobędę trochę sama znikły w siną dal. Nie byłam tylko jedyną osobą, która pragneła samotności, i odizolowania się od reszty. Nad brzegiem siedziała jakaś postać, odwrócona do mnie tyłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:08, 26 Maj 2006    Temat postu:

Nad brzegiem siedziała jakaś postać, odwrócona do mnie tyłem. Podeszłam bliżej. Postać usłyszała, że do niej podchodze i odwróciła się. Zapłakana twarz. Łzy wolno cieknące po policzku.

- Mel... Melani co ty... co ty tu robisz - ocierał łzy
- Tom, ja rozumiem, że możesz nie mieć do mnie zaufania, ale powiesz mi co sie stało ?- usiadłam obok niego
- Mieliśmy jeszcze do przepłynięcia najpiekniejsze morza, mieliśmy jeszcze do przeżycia najpiękniejsze dni, a ja miałem jeszcze do powiedzenia najpiekniejsze słowa. Słowa niewypowiedziane. Teraz już za pózno, by cokolwiek zmienić. Prosiła mnie "Pomóż mi kroczyć ścieżką, której nie wybrałam." a ja starałem się ze wszystkich sił, by było jak najlepiej - Kolejne słone krople spłyneły po policzku. Tak jakby chciały by mógł się w nich utopić.
- Rozumiem, że jest Ci ciężko, ale co się dokładnie stało? - zapytałam patrząc na jego twarz. Miałam ochote go przytulić, pocieszyć, ale nie wiedziałam jak, nie wiedziałam czy wypada. Czy to czegoś nie zmieni.
- To było kilka sekund. Szliśmy chodniekiem. Rozmawialiśmy o nadchodzącym koncercie. Jakiś mały gnojek jechał na rowerze. Nawet nie słyszeliśmy jak jedzie. Przejechał po między nami. Ana szła od strony ulicy. Przewróciła się na droge. I nagle jechało auto. Zrozum, to były sekundy... Gdybym tylko mógł cofnąć czas, gdybym mógł zamienić się z nią tą stroną. Gdybym ja mógł iść tam gdzie ona. A teraz... teraz zostały mi tylko wspomnienia. Umierała w mych ramionach. Do końca życia nie zapomne jej ostatnich słów. "Niech ci nigdy nie umknie przecudowny sens życia i miłości, pomimo całego zła, do którego zdolni są ludzie. " Mowiła to tak spokojnie, tak jakby już wiedziała, że jej godziny zostały policzone. Mowiła to... patrząc mi prosto w oczy.
- Tom... ja... - przytuliłam go
Czułam jego smutek, widziałam jak cierpi. A ja byłam bezbronna. Nie mogła nic zrobić. Otwarłam przed nim swe ramiona, i nic więcej nie moge. Przytulę, pocieszę, ale to nic nie da. To nie wróci życia tej dziewczynie. Jego miłości. To nie cofnie czasu. Jak widać, los znowu płata nam figle. Po raz kolejny pragnie zabierać nam to co jest dla nas bardzo bliskie, co tak bardzo kochamy, i nie potrafimy bez tego żyć. A teraz jedno pytanie. Czy życie jest sprawiedliwe? Nie. Bo tak napewno tego nie można nazwać. Jeden człowiek ma się dobrze tam "u góry" a drugi nad nim rozpacza tutaj na dole. Niewiem co oni do siebie czuli. Ale wiem, że w jego sercu gości pustka, rozpacz i poczucie winy, że jednak on mógł coś zrobić. Zawsze się tak mówi "mogłem jeszcze cos zrobić" może i się dało, ale człowiek nie wie, co, gdzie i kiedy się stanie. I to jest właśnie specyficzną cechą losu. Nadchodzi z ataku. Najpier cicho się na nas czai, a potem atakuję, swoimi wielkimi szponami. Zadaje ból nie tylko jednej osobie, ale i też tej drugiej. Przecież jemu nic się nie stało. Ale ślady bólu zawsze zostaną na jego sercu. Jak blizny po oparzeniu. Najpier będziemy z nimi bardzo skryci, nie będziemy chcieli z nimi żyć, ale potem sie do nich przyzwyczajamy, że one już zawsze przy nas będą. Lecz w najważniejszym momencie znowu na nie spoglądasz, i wszystko Ci się przypomina. Więc to się nazywa sprawiedliwość?
- Tom, chodź, pójdę z tobą do hotelu. Prześpisz się, musisz odpocząć. Wszyscy się napewno o Ciebie martwią.
Wstał bez słowa. Założył kaptur i poszedł przed siebie. Nawet nie odwrócił głowy by na mnie spojrzeć. Ale czy to grzech? Nie, bo ma prawo nie mieć humoru, on ma prawo być teraz w innym świecie. Być myślami przy swojej ukochanej, nadal trzymać ją za ręke. Czuć jej dłoń na swojej. Ale tego już nie ma. I trzeba się z tym oswoić.
Podbiegłam do niego. Szłam równym krokiem. Mijaliśmy drzewa... samotne drzewa. W pewnym sensie przypomniały mi Toma. Przecież on też jest teraz sam, a nawet jezeli będzie próbował znaleść sobie drugą połówke to i tak z tego nic nie wyjdzie, bo korzenie są za głęboko w ziemi.
Przeszliśmy przez obrotowe drzwi. Weszliśmy do windy. Wjeżdzaliśmy bardzo powoli. Zatrzymaliśmy się na 11 pietrze. Podeszliśmy do drzwi. Blondyn zaczął szukać kluczyka w kieszeniu swych spodni. Wyciągnął i dał mi. Bez słowa wziełam go i otworzyłam. Tom wszedł pierwszy, a za raz za nim ja. Usiadł na łóżku, ściagnał buty i bluze. Położył się wygodniej na miękkiej brązowej pościeli.

- Tom, tutaj kładę Ci kluczyk. A ty śpij. Sen jest Ci teraz bardzo potrzebny. Jeżeli będziesz chciał porozmawiać to wiesz gdzie mnie szukać - Połozyłam kluczyk na drewnianej szafce.
- Zostań ze mną, prosze. Tylko dziś. - mowił takim błagalnym głosem

I jak mu tutaj odmówić. Przeżył tak wiele w ostatnich dniach, a teraz mam my powiedzieć "Wybacz, ale nie..."

- Dobrzę, zostanę. Ale ty śpij. Ja sobie spocznę na fotelu.
- Dziękuję - uszłyszałam cichę słowa
Usiadłam na fotelu. Za oknem robiło się coraz ciemniej. Słońce powoli zaczeło ustępować miejsce księżycu. Tak. Bo oni pracowli na zmiany. Każde z nich musiało wartować na zmianę. I to zawsze księżyc dostawał nocne zmiany. Oparłam głowę na fotelu. Spojrzałam na postać śpiącą na łóżku. Dredy opadały na jego zaplakane policzki. Twarz niczym dziecko śpiące po męczącym meczu. W gruncie rzeczy jego zmagania można nazwać meczem, który przegrał. Ale on nie miał żadnego wpływu na to by wygrać, bo z losem nie da się wygrywać. Nie można zagrać z nim w "kamień, papier i nożycze" Nie ma się "do trzech razy sztuka" Tutaj gra się raz, i to zawsze los wygrywa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:09, 26 Maj 2006    Temat postu:

Miliony promieni biło się kto pierwszy będzie mógł mnie obudzić. Tylko jednemu sie to udało. Spoczął na mych oczach. Raził niesamowicie mocno. Otwarłam swe powiewieki. Jasność. Zupełna pustka. Zamknełam i znów otworzyłam. Obraz stawał się coraz bardziej wyraźniejszy. Spojrzałam w kierunku łóżka. Puste. Tom musiał wyjść. Wstałam z fotela. Rozprostowałam kości. Na stoliku lezała mała karteczka "Przepraszam, że wyszłem. Poszłem do parku. Kluczyk jest na łóżku, jak możesz to zamknij pokój i oddaj do recepcji. Tom" Za co mnie przeprasza? Za to, że poszedł do parku? Za to, że nie czekał, aż śpiąca królewna się obudzi? No za co? Nie ma za nic. A może to tak tylko z grzeczności. Tylko czy można nazwać to grzecznością u człowieka, który przez ostatnie dni przeszedł sercowy kataklizm? Czy w jego sercu jest jeszcze choć szczypta grzeczności? Napewno jest, ale zasypana pod gruzami bólu i cierpienia.
Ostatni raz sprawdziłam czy dobrze zamknełam drzwi. Kierowałam się w strone recepcji. Mijałam kilka par drzwi. Brązowych, białych i wiele innych. Oddałam kluczyk recepjonistce, ta natomiast spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Nic sobie z tego nie zrobiłam, w końcu jestem do tego przyzwyczajona. Wyszłam przez duże szklane drzwi. Zimny powiew wiatru zaszczypał me uszy. Ruszyłam w stronę parku. Może jeszcze będzie tam Tom.
Małe, duże, średnie drzewa. Każde z nich przedstawiało inne uczucie. Jedne smutek, bo była to płacząca wierzba. Druga miłość, bo każde z jej gałęzi rosło w inną strone, korona dobrze rozbudowana, wręcz czekała aż ktoś się do niej przytuli i powie "kocham Cię" tylko czy jest możliwa miłość do drzewa? Mówi się "Dla chcącego nic trudnego"
W oddali było widać zarysy siedzącej postaci nad jeziorkiem. Poszłam w jej kierunku. Nie myliłam się, moje przeczucia mnie nie zawiodły. Nad brzegiem siedział Tom. Taki samotny, opuszczony. Usiadłam koło niego.

- Dziękuję. - szepnął spoglądając w taflę wody
- Nie dziękuj, bo nie ma za co. - rzekłam
- Jest, bo po tym wszystkim co się stało mogłaś nas znienawidzić, nie chcieć nas znać, a teraz gdy potrzebowałem kogoś kto mi pomoze, postara się mnie zrozumieć ty wyciągnełaś do mnie ręke. I to właśnie za to ci dziękuję.
- Tom nie martw się wszystko się ułoży - spojrzałam na niego
- Nie chcę być sam - jego oczy nie kłamały
- Nikt nie chce być sam, Każdy chce być z tą jedyną osobą. Z osobą, której możemy się zwierzać. Z osobą, do której możemy się przytulic. Z osobą, która nas zawsze wysłucha. Przy tej właściwej osobie, czujemy się jak ptak na niebie, wierzymy, że przy niej jest nasze miejsce. Chcielibysmy żeby ona zawsze była, żeby nigdy jej nie zabrakło.
- Ale zdarza się, że zostajemy sami. Bez osoby, którą sie kocha. Bez osoby, do której możemy sie przytulić. Bez osoby, która na nas czeka - miał racje
- I właśnie wtedy dostrzegamy tylko zalety tej jedynej, niepamiętamy złych chwil, wspominamy jakby ich nie było. Zazwyczaj sami siadamy w kącie i płaczemy... Płaczemy za straconym źródłem szczęścia, źródłem, które było dla nas skarbem... Skarbem, z którym tworzyliśmy jedność.
- A teraz? - spytał
- Teraz jesteśmy już sami. - zakończyłam
- Czy mogła byś zostawić mnie sam na sam z samotnością?
- Oczywiście, że tak. Tylko pamiętaj... jezeli będziesz chciał pogadać, to wiesz gdzie mnie szukać
- Tak wiem - skinął głowa a ja odeszłam

Ruszyłam przed siebie. Tam gdzie mnie nogi poniosą. Ciekawe czy ktoś w ogóle się zorientował, że nie było mnie na noc? Wątpie. Kto by się przejął? Przeszłam przez pasy. Jeszcze kilka kroków i znajde się w "domu". Położe wygodnie na starym łóżku. A mały troskliwy miś zabierze mnie ze sobą do krainy snów i marzeń...

Weszłam do pokoju. W tle dało słyszeć się słowa czyjejś piosenki. Nikogo nie było. Łóżko Andreasa pościelone i puste. Chociaż nie całkiem puste. Leżało na nim nowe wydanie "YAM". Pochwyciłam gazetę. Usiadłam na łóżku i zaczełam ją przeglądać.
Pierwsza strona. "Nowa pasemka Britney Spears"
Druga strona. "5 Faktów o... Madonnie"
Trzecie strona. "Hilary Duff: Nie chcę być chuda!"
Czwarta strona. "Cała prawda o Tokio Hotel" I tutaj nie przezuciłam kartki na kolejną stronę. Nie wiadomo czemu, nie wiadomo po co byłam ciekawa co o nich piszą.

"Ich piosenki poruszają i wszystko co wcześniej słyszeliśmy zanika w przeszłości. Ich dźwięk powoduje drżenie. Nie sposób oprzeć się powalającej charyzmie tego zespołu. W czasach, gdy tyle młodych zespołów używa płytkich frazesów w swoich tekstach i często tworzy niezdecydowaną muzykę, by coś wyrazić, Tokio Hotel posiada swoje własne unikatowe brzmienie, które nie ma sobie równych w Niemczech: inteligentne, przejmujące teksty, bez płytkich anegdotek, energiczne współczesne rockowe brzmienie oraz oszałamiająca charyzma. Ich piosenki są produkowane na najwyższym poziomie i są jednymi z najbardziej ekscytujących niemieckojęzycznych produkcji ostatniego czasu. Nadszedł więc czas, by przedstawić Tokio Hotel szerszej publiczności Mimo tego, że członkowie Tokio Hotel są wieku od 16 do 18 lat muzyka odegrała ważną rolę w ich życiu. Wokalista i autor piosenek, Bill (16) śpiewał i pisał teksty od dziewiątego roku życia. Jego brat bliźniak Tom (16) gra na gitarze już od 1999 roku. Bracia wspólnie odkryli miłość do muzyki i od tego momentu wspólnie podążyli jej ścieżką. Bill posiada pasję do śpiewania i pisania tekstów, zaś jego brat wspiera go na scenie emanując własną charyzmą. W wieku 10 lat obaj zaczęli uczęszczać na lekcje muzyki, by pracować nad swoimi talentami. Po dwóch latach, w 2001 roku podczas koncertu w swoim mieście, Magdeburgu, bracia poznali basistę o imieniu Georg (1 oraz perkusistę Gustawa (16). Założyli wtedy zespół Devilish od razu zaczęli pracować nad piosenkami. Gustav grał na perkusji od 6 roku życia i miał już doświadczenie z poprzedniego zespołu. Sześć miesięcy po utworzeniu zespołu, Tokio Hotel zagrało pierwsze koncerty w wielu klubach w okolicy Magdeburga. "Byliśmy na scenie niemalże co weekend, bardzo dużo graliśmy i zebraliśmy nasze pierwsze doświadczenia jako zespół", mówi Bill o początkach zespołu. Publiczność entuzjastycznie reagowała na ich występy i niezwykłą charyzmę, która rzucała na wszystkich urok. Nie musiało minąć dużo czasu by przemysł muzyczny zdał sobie sprawę z istnienia zespołu. W 2004 roku Tokio Hotel zaczęło współpracować z ekipą producentów i autorów piosenek składającej się z Petera Hoffmanna, Pata Benznera, Dave'a Rotha i Davida Josta: mieli oni profesjonalnie pokierować brzmieniem zespołu. Hoffman, Benzner, Roth i Jolt komponowali, produkowali i miksowali między innymi dla: The Doors, MCrFalco, The Coors, Sary Brightman, oraz Faith Hill. "Nie mogliśmy uwierzyć, że wszystko potoczyło się tak szybko. Mam na myśli to, ze Magdeburg jest takim małym miasteczkiem. Taka możliwość wydawała się bardzo odległa. W studiu od razu poczuliśmy się jak w domu. Gdy największe podekscytowanie uszło, daliśmy z siebie wszystko, poświęcaliśmy na pracę z ekipą w studiu każdą wolną minutę i całe święta. Nauczyliśmy się ogromnej ilości rzeczy, a ponadto zżyliśmy się jako zespół i jako przyjaciele. Od samego początku, nacisk był położony na ostrożnym formowaniu zespołu i dalszego rozwoju jego brzmienia. "Traktujemy się wzajemnie jak członkowie rodziny. Pomysły i sugestie są wysłuchiwane, analizowane i ulepszane. Możliwość wejścia do studia z profesjonalistami wielce na nas wpłynęła i pomogła w doskonaleniu. Każdy z nas chce dać z siebie to, co najlepsze, każda piosenka powinna być doskonała, tak by wyniki ze studia mogły zostać przeniesione na scenę. Zróżnicowany materiał obejmuje szybkie i mocne w brzmieniu piosenki, takie jak "Schrei" i ballady, jak chociażby "Rette Mich". Zróżnicowanie w dźwięku w dużej mierze zawdzięczamy imponującemu głosowi Billa. Unikatowość zespołu jest niezaprzeczalna. Tokio Hotel ustanowiło własny cel dla swojej muzycznej drogi. Chce w swoich piosenkach opowiadać historie, opisywać prawdziwe emocje i śpiewać o bólu, złości, rozpaczy, a także o nadziei. Tokio Hotel chce odzwierciedlać myśli nadchodzące z prawdziwego życia. "Oczywiście pytano mnie: "jak piętnastolatek może śpiewać "Lebe die Sekunde" , skoro jeszcze niewiele przeżył" a ja na to odpowiadam: Oczywiście, że przeżyłem coś. Ja, zarówno jak i cała dzisiejsza młodzież, doświadczam otaczający mnie świat bardzo intensywnie. I to właśnie wyrażam w piosenkach, które mogą się niektórym wydawać zaskakująco dorosłe."

- No to ciekawa jestem o czym będzie ich kolejna piosenka? - zapytałam sama siebie - O miłości, która będzie trwać wiecznie, pomimo tego, że tylko jedna osoba będzie ją przezywać. A może będzie o śmierci? Bólu? Cierpieniu? Niewiem.
Już chciałam przeżucać na kolejną strone, by dowiedzieć się czegoś o Robie Wiliamsie gdy do pokoju ktoś wszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:09, 26 Maj 2006    Temat postu:

- Tom? Co ty tu robisz ? - spytałam
- Dziękuję - wydyszał lekko zmęczony
- Nie masz za co
- Dziękuję - rzekł
- Ale... ?
- Dopiero teraz zrozumiałem sens tych słów

"Nikt nie chce być sam, Każdy chce być z tą jedyną osobą. Z osobą, której możemy się zwierzać. Z osobą, do której możemy się przytulic. Z osobą, która nas zawsze wysłucha. Przy tej właściwej osobie, czujemy się jak ptak na niebie, wierzymy, że przy niej jest nasze miejsce. Chcielibysmy żeby ona zawsze była, żeby nigdy jej nie zabrakło.
Ale zdarza się, że zostajemy sami. Bez osoby, która cie kocha. Bez osoby, do której możemy sie przytulić. Bez osoby, która na nas czeka. I właśnie wtedy dostrzegamy tylko zalety tej jedynej, niepamiętamy złych chwil, wspominamy jakby ich nie było. Zazwyczaj sami siadamy w kącie i płaczemy... Płaczemy za straconym źródłem szczęścia, źródłem, które było dla nas skarbem... Skarbem, z którym tworzyliśmy jedność.
A teraz? Teraz jesteśmy już sami."

- Naprawdę, masz rację. Zostajemy sami. Sami, tak zupełnie, tak poprostu. Bo los bawił się z nami w gre o życie. Tylko, że ja nie potrafiłem z nim wygrać. Nawet nie potrafiłem go zobaczyć. Nie miałem czasu wymyślić strategi. I teraz jestem sam, z ostatnimi jej słowami "Niech ci nigdy nie umknie przecudowny sens życia i miłości, pomimo całego zła, do którego zdolni są ludzie. " Może powinienem wyciagnać z tego jakiś wniosek? - usiadł koło mnie
- Tom. Ja wiem, że teraz jest Ci napewno ciężko. Bo straciłeś bliską osobą. I ja wiem dokładnie jak się czujesz. Ale ona napewno nie chciałaby byś cierpiał. Wiem, że się tak nie da, bo na wszystko potrzeba czasu. Ale twoje łzy nie zwrócą jej życia. Niekiedy trzeba się wypłakać, by człowiek mógł choć na chwilę oczyścić swą dusze z tych kłopotów. Ale nie można z nimi przecholować. Wiesz mi, że jej napewno jest tam dobrze. Pamiętaj, że ona zawsze będzie koło Ciebie. Gdy będziesz się smucił, ona podejdzie i Cie przytuli. Gdy będziesz chciał przypomnieć sobie smak jej ust, ona Cie pocałuje. Tylko, że ty jej nigdy nie poczujesz, nie dotkniesz, nie zobaczysz. A ona dała Ci wolną ręke. Nie chciała napewno bys zawsze był sam. Ona chciała, żebyś znalazł sobie tą drugą połówkę.
- Powiedz mi. Jak to się dzieję, że przez tyle lat, żadna płeć żeńska nie potrafiła mnie zrozumieć. A teraz nagle zjawiasz sie ty. Nie znasz mnie w ogóle i potrafisz zrozumiec. ?
- Niekiedy jest tak, że człowiek, którego w ogóle nie znasz, potrafi Cię zrozumieć lepiej niż ktoś kto zna Cie od czasów piaskownicy.
- I za to Ci dziękuje
- Ale powiedziałam tylko kilka zwykłych słów.
- Ja właśnie potrzebowałem takich zwykłych słów. Potrzebowałem takiego pocieszenia. Jednym słowem potrzebowałem takiego Anioła

I właśnie w tym momencie zrozumiałam tak wiele.

- A teraz ja Ci dziękuje - spojrzałam w jego smutne oczy
- Mi? A niby za co ? - spytał wyraźnie zaskoczony
- Bo właśnie teraz sama zrozumiałam sens słów, które kierowałam do Ciebie. Teraz zrozumiałam, że nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie i w jakim momencie możemy stracić coś bardzo cennego. A ja nigdy nie miałam niczego, czego mogła bym żałować gdy to strace. I właśnie teraz uświadomiła sobie coś bardzo ważnego. Mam kogoś kto choć mnie w ogóle nie zna, zajrzał w me serce, w mą psychike. I nigdy nie chciałabym go stracić.
- Pamiętaj, masz też nas. Masz mnie, masz Billa, Gustava i Georga. Może nie zżyliśmy się wszyscy tak bardzo. Ale przyjaciela nie trzeba poznawać całe życie. Wystarczy jedna chwila by wiedzieć coś o nim bardzo ważnego. Możesz na nas liczyć kiedy tylko chcesz. Jeżeli będziesz potrzebowała się komuś wygadać to poprostu zadzwoń albo przyjdz do nas. Jeżeli będzisz czuła potrzebe sie komuś wypłakać, pamiętaj, że mój rękaw słuzy pomocą. Jeżeli będziesz chciała z kimś pobyć w ciszy, ja obiecuję, że będe przy tobie bardzo cicho. Nawet jeżeli będzie potrzebowała pomocy w wybraniu sukienki czy spódniczki, pamietaj, że Bill Ci zawsze pomoże. Jeżeli będziesz miała się ochote na czymś wyżyć, to gustav odda Ci swoje pałeczki i perkusje. Pamiętaj, że jeżeli będziesz potrzebowała jakiejś pomocy, możesz na nas wszystkich liczyć. Pomożemy Ci zawsze, o każdej porze dnia i nocy.

Poczułam jak po mym policzku spływa kilka słonych łez. Dlaczego płaczę? Niewiem, może słowa Toma tak bardzo na mnie wpłyneły. Wiem jedno, że to napewno nie są łzy smutku, bo to są łzy radości. Radości życia, radości tego, że w końcu znalazłam przyjaciół.

- No już mała, nie płacz - Przytulił mnie

Już chciałam się od niego oderwać. Znowu przypomniały mi się te zielone oczy, ten starch, ten ból i te cierpienie. Ale nie. Nie oderwałam się. W jego ramionach czułam te bezpieczeństo, czułam, że on nie pozwoli po raz kolejny mnie skrzywidzić. Tylko co stanie się z naszą przyjaźnią gdy dowie się o chorobie? A może już wie.

- Tom, musze Ci coś powiedzieć. Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciał mnie znać po tym co powiem. Ale przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko co piękne szybko się kończy. Bo ja... - i po raz kolejny nie potrafiłam powiedziec tego komus prosto w oczy
- Bo ty co?? - spytał
- Jestem chora - wyszeptałam ze spuszczoną głową
- I niby po tym mam przestać Cię znać ?
- Ale Tom, ja... ja mam białaczke

Jego zdziwione oczy. Ten wzrok spoczywający na mej twarzy.

- Wiedziałam, że tak będzie. A teraz nie obraże się gdy wyjdziesz i nie wrócisz, w końcu każdy tak reaguje.
- Ale Mel, przecież to nie ma nic do rzeczy. Ty nie wybrałaś sobie choroby, bo to ona Cię wybrała. I nawet jakaś choroba nie zmieni tego co jest po między nami. Nie zmieni tej przyjaźni.
- Ale to nie jest "jakaś" choroba. Tom zrozum...
- Co mam zrozumieć, to, że jesteś chora. Dobrze, rozumiem to.
- Dziękuje - powiedziałam cichutko
- Co?
- Dziękuje
- Nie masz za co.
- Mam, bo jesteś kolejną osobą, która nie patrzy na to czy jestem chora, tylko tą, która patrzy na to co mam w środku, tam w serduszku.
- A czy Cię to dziwi?
- Tak, bo zawsze kiedy ktoś dowiedział sie, że jestem chora poprostu się odemnie odwracał. Nie chciał mnie znać.
- Musisz sie do tego... - Przerwał mu telefon - Przepraszam tylko odbiore

No... Zaraz będe... U Melani... No tak u niej... Nie... Tak... Ok... No dobra poprosze... No... Ok, narka...

- Melani pójdziesz ze mną do hotelu ? zapytał
- Ale po co ja tam?
- A po to, żebyś była i tyle.
- No dobra, ale musze iść powiadomić dyrka, że wychodze.
- No to zadzwonisz jak będziesz w hotelu do niego i powiesz, że wracasz wieczorem. A teraz choć - Chwycił mnie za reke

I znowu ta sama droga, te same drzewa. Tak dobrze znany mi krajobraz. Te same szklane drzwi i ta sama winda. Staneliśmy przed tymi samymi drzwiami. Tom otwórzył je i weszlismy do środka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:10, 26 Maj 2006    Temat postu:

Ciemny pokoj. Tylko niektóre promienie słońca dostały się do środka przez brązowe rolety. Na łóżku siedzi dwóch chłopaków a na ziemi reszta, wszyscy ze spuszczonymi głowami. Nie dziwię się, w końcu tyle przeżyli przez ostatnie dni.

- Bill co się stało ? - zapytał tom siadając koło brata
Czarnowłosy spojrzał w moim kierunku. Pociągnął brata za rękaw bluzy i wyszli na korytarz. A ja... siedziałam w tej okropnej ciszy. Nie wiedziałam czy mam się odezwać pierwsza, czy może oni to zrobią. Po co się w ogóle zgodziłam tutaj przyjść z Tomem. Teraz bede tu tak tkwić.

- Mel... - szepnął Gustav
- Ćććśśś, jeżeli nie chcecie rozmawiać ja to rozumiem. - rzekłam
- Ale to nie chodzi o to - georg zwrócił się do mnie
- Czy ty się na nas nadal gniewasz ? - prosto z mostu spytal blondyn
- Niby nie, a niby tak. - odrzekłam spoglądając na żółty dywan
- Co to znaczy niby ?

Do pokoju wszedł Bill a zaraz za nim Tom.

- Bo przecież wy w ogóle nie musieliście mi o sobie mówić. W gruncie rzeczy trochę mnie to bolało, że musiałam się o was dowiadywać z gazet a nie od was samych, ale myślę, że już mi przeszło. - kąciki moich ust lekko się poniosły
- Naprawdę przepraszamy, chcieliśmy Ci powiedzieć. No ale wyszło jak wyszło, ważne, że już jest dobrze. - podsumował Georg
- Melani, czy możemy się przejść na spacer, chciałbym porozmawiać ? - zapytał czarnowłosy
- Chyba nawet musimy pogadać - odrzekłam

Wyszli razem z budynku. Staneliśmy przed wejściem. Spojrzeliśmy sobie w oczy.

- Może pójdziemy do parku ? - zaproponowałam wdychając świeże powietrze do płuc
- ... - nic nie odpowiedział

Bez słowa ruszyliśmy przed siebie. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu byłam zwykłą nastolatką bez żadnych poważniejszych problemów. A teraz... teraz jestem tą samą osobą co wtedy podczas choroby. Mój organizm jest osłabiony, ale ja czuję, że nie tylko on. Moje serce też. Tak wiele wydarzyło sie przez ostatnie dni. Nagły powrót choroby. Niekiedy czułam się źle, byłam zmęczona, czasami zauważałam, że zbladłam, ale nigdy bym nie pomyślała, że to nawrót. Myślałam, że ten koszmar skończył się raz na zawsze. Ale jednak nie. Nie wiem czy dobrze robię, zaprzyjaźniając się z chłopakami. Co się stanie gdy będe musiała zacząć brać te okropne tabletki, lub zacznie mi się chemioterapia. A co najgorsza gdy zrobią mi przeszczep szpiku? Jak ja się im wtedy pokarze? Co oni sobie o mnie pomyślą? W ogóle nie będe mogła się z nimi spotkać. Nie chcę by widzieli mnie w takim stanie. No i znowu zacznie się ta cholerna samotność. Ta, która tak przytłacza ludzi, która jest tak bardzo teraz przezemnie znienawidzona. Koszmar pojawi się na nowo. Zmora będzie mnie nawiedzać we snach. Teraz wiem, że źle robię. Przecież zniszczę im tylko reputacje. Oni są sławni. A ja? Ja jestem zwyczajną dziewczyną ze swoimi własnymi problemami, oni napewno też ich mają w nadmiarze, po co mam być kolejnym? No po co?
To wszystko jest jak domek z kart. Uda Ci sie ułozyc go do końca, ale kiedyś ktoś otwiera okno i domek się burzy. A ty zaczynasz budować na nowo. Tylko, że zaczynasz tracić powoli cierpliwość. Jesteś przy końcu, a on znowu się burzy. A ty znowu starasz sie go układać. Ale niekiedy jest tak, że człowiek traci na to wszystko cierpliwość i nie układa juz domku na nowo. Poprostu zostawia go w takim stanie w jakim jest, zostawia go samego. Tak jak niekiedy człowiek jest sam, tak każda karta z tali potrzebuje drugiej by mogły się ułożyc. Tak i my potrzebujemy tej drugiej połówki, by potem móc zbudować swój własny domek z kart. Taki, na który poświęcimy cały swój czas i całe swoje życie, by nigdy się nie rozpadł, by żaden powiew wiatru go nie rozwalił.
Te same kręte chodniki. W oddali widać już tak bardzo znane mi jezioro. To, przy którym wszystko się zaczeło. Doszlismy do ławki. Starej, spruchniałej, zardzewiałej, ale na swój sposób pięknej. Wszystko co stare to piękne.

- No więc, o czym chciałeś porozmawiać ? - spojrzałam w stronę siedzącego czarnowłosego
- Domyślam się, że wiesz co działo się przez ostane dni - spóścił głowę w dół - to był dla nas bardzo trudny okres. Ale szukałem, szukałem i znalazłem.
- Co znalazłeś - spytalam lekko zadziwiona jego wypowiedzią
- Szukałem w internecie, prosiłem nawet menagera by popytał kogoś, i nagle zrodziła się nadzieja. Znalazła się klinika, i to nawet tutaj w berlinie, która zajmie sie twoim leczeniem. Możesz wyzdrowieć.
- Bill, nawet jeżeli zgodziła bym się na pójście to takiej kliniki to musiała bym mieć też pieniądze na te leczenie. Na drzewach nie rosną pieniądze. To wszystko nie jest takie łatwe. Życie to nie bajka.
- O pieniądze się nie martw. Ja moge zapłacić. To nie jest aż taka wysoka suma. Ale przecież zdrowie nie ma ceny. Nie liczy się to czy to będzie kosztować 20 tysięcy czy 30, liczy się to, że mozesz znowu być tą samą osobą.
- Ale pamietaj, że nigdy nie ma 100% pewności na wyzdrowienie. Białaczka to nie grypa, że poleżysz tydzień w łóżku i już jesteś zdrów jak ryba.
- Jest nadzieja, jest szansa, są pieniądze. Czym prędzej zaczniesz leczenie tym większe szanse.
- Bill? Powiedz mi, dlaczego nagle się mną zainteresowałeś. Dlaczego mi pomagasz? Znasz mnie kilka dni, wiesz o mnie naprawde mało, ja sie o was więcej dowiedziałam z gazet i nagle chcesz mi pomuc.
- Życie to nie bajka. Bajka toczy się powoli, wszystko jest zaplanowane i przeważnie wszystko kończy się happy endem, a tutaj... tu w prawidziwym życiu wszystko dzieję sie spontanicznie. A dlaczego niby miał bym Ci nie pomuc. Mam szanse na dobry uczenek, mam szanse komuś zwrócic życie, i móc cieszyć się z jego szczęścia. Czy to nie jest piękne? Masz świadomość, że masz wszystko co zapragniesz i mozesz podzielić się tym z kimś jeszcze.
- Znasz mnie kilka dni - wybałuszyłam oczy
- Tom mówił mi o waszej rozmowie. Mowił jak mu pomogłas, potrafiłaś zrozumieć. Pocieszałaś gdy tego potrzebował. On napewno też będzie chciał Ci się jakoś odwdzięczyć, jest okazja więc czemu nie można z niej skorzystać.
- Bo ja jestem zwykła dziewczyną, która ma swoje problemy. A wy jesteście sławni. Macie zespół, fanów. Przecież ja wam będe przeszkadzać. Zniszcze to na co tak długo i ciężko pracowaliście. Nie chce być waszym kolejnym kłopotem. A jak ja w ogóle potem oddam wam pieniądze. Nie mam ani grosza. Kieszonkowego dostaje tyle na pół roku, że moge sobie kupic jakąś w miare tanią bluzke i spodnie.
- A czy my jesteśmy z kosmosu, czy ja przypominam jakiegoś marsjanina. Ja tez jestem człowiekiem, tylko na zewnątrz jestem inny, ale w środku jestem tym samym zwykłym chłopakiem, ze zwykłymi problemami. Niczym się nie różnie od normalnego nastolatka. Poprostu mam więcej od kogoś kto ma mniej.
- Ale ja nie moge... poprostu nie moge przyjać od was tak wiele.
- Dlaczego? Nie mozesz, bo te pieniądze będą od nas?
- Tak. Wy musieliście na nie ciężko pracować. Nie moge ich tak po prostu przyjać.
- My zarabialiśmy je robiąc coś co kochamy. Coś co sprawiało nam przyjemność i wielką frajde. A te pieniądze leżały by bezczynnie w banku conajmniej przez jakies 20 lat. A tak się przynajmniej na coś przydadzą.
- Nie. Ja nie moge. Za duzo dla mnie robicie. A czym ja się wam odpłace?
- Jak wyzdrowiejesz pójdziemy razem na lody czy na imprezke i wtedy na parkiecie nam sie odwdzieczysz. A moze nawet nauczysz biednego Gustava tańczyć. Sierota wstydzi się wyjść na środek dyskoteki i zatanczyć. Jedynie na wolnych "niekiedy" zatanczy.
- To i tak będzie za mało - nie dawałam za wygraną
- Zapłatą będzie samo to, że wyzdrowiejesz. Twoja radość będzie naszą radością. Twój uśmiech na twarzy będzie naszym uśmiechem. Czy ty naprawde nie rozumiesz, że my chcemy Ci pomóc. A jest możliwość, jest szansa, wiec warto sprubować. - mówił z przekonaniem. A w jego oczach było widać iskierke nadzieji.
- Wole byście oddali te pieniądze na dom dziecka. Ty małym dzieciom bez rodziców bardziej się to przyda. Ja pozyję jeszcze jakiś czas, będe sie poprostu cieszyć tym co mam. A one będą zadowolone z nowej zabawki czy z czegoś innego. - usiadłam na ławce
- Nie bój się, o nich też pomyśleliśmy. Oddamy też część pieniędzy na dom dziecka. - spoglądał przed siebie
- No i co ja mam zrobić ? - spytałam spoglądając w niebo "Mamo pomóż mi podjąć decyzje"
- Bill nie wiem. Musze to przemyśleć. To jest zbyt dużo byście mogli mi to tak poprostu podarować. Jest tyle osób, które potrzebje pomocy a wy akurat musicie mi pomagac - powiedziałam oglądając swe stare buty
- Nie bądź uparta. Pozwól sobie pomóc. Tylko powiedz, że się zgadzasz. To tak mało do zrobienia, ale twoje słowo znaczy bardzo wiele.
- Musze to poważnie przemyśleć. To nie jest sprawa kupienia sukienki czy spodni. A teraz wybacz, ale ide do domu. Przeproś Toma, że nie wróciłam z tobą, ale myślę, że postara się zrozumieć. - rzekłam

Odeszłam. Odeszłam ciałem, ale duszą pozostałam w tym samym miejscu. Nie dlatego, że jest tam Bill, nie, tylko dlatego, że tam zrodziła się moja nadzieja. Ale przecież ja nie mogę tak poprostu się na to wszystko zgodzić. Oni mnie w ogóle nie znają. Nic o mnie nie widzą, a chcą mi pomagać. Czy jest to możliwe, że jednak na tym świecie istenie osoba, która z chęcią pomoże potrzebującym osobą. Ja nie jestem tą potrzebującą, w gruncie rzeczy mogą zrobić mi chemioterapie tak jak ostatnim razem, ale jest coraz mniej szans. Pomyśle o tym jeszcze. A teraz spokojnie wróce do domu. Pójdę do swego pokoju. Położę się na łóżku. Zasne, i dopiero jak się obudzę, przemyślę wszystko w spokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:10, 26 Maj 2006    Temat postu:

Cztery puste, samotne ściany. Kiedyś, tylko one mnie słuchały. Widziały jak płacze, jak odrabiam zadanie, jak śpię i się budzę każdego ranka. To one były w okuł mnie gdy cierpiałam. A gdy potrzebowałam się komuś wygadać poprostu mówiłam. A one słuchały... Tak cierpliwie. Są tylko czterymi zwykłymi ścianami. Kiedyś przywiązała bym do nich większą wartość, ale teraz już nie.
Siedzę sama na łóżku. W głowie pełno myśli, marzeń, przeczeń. Co ja mam zrobić? To mogło by mi naprawdę pomóc, ale z drugiej strony, jak ja Im się odpłacę. Tutaj nie wystarczy zwykłe "dziękuję", trzeba czegoś więcej. Czegoś z serca, od samego siebie. Coś co będzie wielkim podziękowaniem. Tylko co może takie być? Czy w ogóle coś takiego istnieje? Możliwe, że tak. Ale ja napewno nigdy tego nie zdobędę. Bo to jest zamknięte szczelnie na dnie w oceanie, w niewielkim kuferku. Z której strony szukać? Jest tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Człowiek nie potrafi na wszystkie znaleść odpowiedzi, nie potrafi niektórych rzeczy wyjaśnić, wytłumaczyć. Ale to by nie było życie, gdyby wszystko było by po naszej myśli. Coś musi być sprzeczne. Coś co nam się nie spodoba, ale będziemy chcieli poznać jego siłę. Po co żyć, skoro nie czuje się, że żyje? Życie nie może być takie idealne. Coś zawsze musi nam przeszkadzać, musi stanąć na dobrej drodze.
Stare, skrzypiące drzwi otworzyły się powoli, wydając z siebię specyficzny odgłos zardzewienia. Do pokoju wszedł Andreas. Usiadł obok mnie na łóżku.

- Bill kazał Ci to przekazać - podał mi płytę - powiedział byś wsłuchała się w te słowa, ale nie tak zwyczajnie tylko sercem.
- A co? Może ta płyta pomoże mi podjąć trudną decyzje, tak? - Spytałam spoglądając w jego tenczówki
- ja sądzę, że ty już wiesz jaka jest odpowiedz, tylko jej jeszcze nie odnalazłaś - wstał - Wybacz, ale umówiłem się z pewną osobą i musze już iść. Tam jest radio - wskazał na odtwarzacz - możesz sobie na nim posłuchać tej płyty. Moim zdanie jest fajna, przesłuchałem całą kilka razy i mi się podoba.
- Ok, no to ja Cię już nie zatrzymuje. Leć na te swoje spotkanie.

Andreas wyszedł. A ja znowu zostałam sama. Popatrzyłam na płytę. Na okładce cztery tak dobrze mi już teraz znane twarze. Włożyłam płytę do magnetofonu. Już po chwili dało się szłyszeć mocne brzmienie gitar.

Wstajesz i walczysz, mówią dokąd powinieneś iść.
Gdy jesteś tam, słuchasz jeszcze co powinienś myśleć...
Dziękuje, to był kolejny niezły dzień!
Nie mówisz nic i nikt nie pyta: Powiedz, tego chcesz?
Nie!

Krzycz! Tak długo aż będziesz sobą!
Krzycz! I gdy to jest ostatnia rzecz!
Krzycz! Nawet jeśli to sprawia ból!
Krzycz! Tak głośno jak potrafisz......
Krzycz! Tak długo aż będziesz sobą!
Krzycz! I gdy to jest ostatnia rzecz!
Krzycz! Nawet jeśli to sprawia ból!
Krzycz! Tak głośno jak potrafisz......

Krzycz.....

Piosenka dalej.

Okno już się nie otwiera
Tu w środku jest pełno ciebie i pusto
A przede mną gaśnie ostatnia świeczka
Czekam już wieczność i wreszcie jest już ten czas
Tam na zewnątrz nadchodzą czarne chmury

Muszę poprzez monsun
Za świat...
Na koniec czasu, aż deszcz przestanie padać
Naprzeciw sztormowi, wzdłuż przepaści
A jak już nie będę potrafił, pomyśle o tym
Że kiedyś pójdziemy razem
Poprzez monsun

Wtedy będzie wszystko dobrze

Pół księżyca zachodzi przede mną, był przed chwila u ciebie?
I czy dotrzymał tego co mi obiecał?
Wiem że potrafię cię odnaleźć
Słyszę twe imię w huraganie
Chyba nie potrafię bardziej w to wierzyć

Muszę poprzez monsun
Za świat...
Na koniec czasu aż deszcz przestanie padać
Naprzeciw sztormowi, wzdłuż przepaści
A jak już nie będę potrafił to pomyśle o tym
Ze kiedyś pobiegniemy razem
Ponieważ nic nie potrafi nas zatrzymać
Poprzez monsun

Hey!
Hey!

Przebijam się przez moce
Za te drzwi
Wygram z nimi
Potem poprowadzą mnie do ciebie

Potem będzie wszystko dobrze
Potem będzie wszystko dobrze

Wszystko będzie dobrze

Wszystko dobrze

Musze poprzez monsun
Za świat...
Na koniec czasu, aż przestanie padać
Naprzeciw sztormowi, wzdłuż przepaści
A jak już nie będę potrafił pomyśle o tym
Ze kiedyś pobiegniemy razem
Ponieważ nic nie potrafi nas zatrzymać

Poprzez monsun
Poprzez monsun

Potem będzie wszystko dobrze
Poprzez monsun
Potem będzie wszystko dobrze

Ostatnie słowa piosenki brzmiały mi w głowie 'Potem będzie wszystko dobrze" Czy aby napewno tak będzie. Czy ja muszę teraz przechodzić przez ten monsun by wszystko było dobrze? To jest chyba konieczne. Następna piosenka.

Od dziś dni są o połowę krótsze
nie ma powodów do śmiechu
wczoraj było przed 100.000 lat
jutro – nie wie nikt
od jutra zegar zostanie zastąpiony przez odliczanie
słońce zaświeci także nocą
przepraszam, jednak przemyślałam
przecież na to naprawdę nie ma teraz czasu...
Brak czasu
brak czasu
brak czasu
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ją mocno
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ja mocno
w przeciwnym razie zniknie
w przeciwnym razie zniknie
od dzisiaj każdy dzień jest nowym światem
planety są na wyprzedaż
cała galaktyka została spokojnie ustawiona
a czas pędzi niesamowicie szybko
sraj na wczoraj i przypomnij sobie chwile obecną
zanim ją zapomnisz
przepraszam, jednak przemyślałam
przecież na to naprawdę nie ma teraz czasu...
Brak czasu
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ją mocno
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ja mocno
czas płynie
czas płynie
czas płynie
zatrzymaj go
czas płynie
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ją mocno
żyj przez sekundę
tu i teraz
trzymaj ja mocno
w przeciwnym razie zniknie

Wyłączyłam radio. Dlaczego to zrobiłam? Bo pewnie zaraz po mym policzku spłynęło by kilka słonych łez. Po co Bill kazał mi to przesłuchac... Przesłuchać sercem. No po co? Bym sobie coś uświadomiła?
Położyłam się na łóżku. Cicho podśpiewywałam refren piosenki.
"Muszę poprzez monsun
Za świat...
Na koniec czasu aż deszcz przestanie padać
Naprzeciw sztormowi, wzdłuż przepaści
A jak już nie będę potrafił to pomyśle o tym
Ze kiedyś pobiegniemy razem
Ponieważ nic nie potrafi nas zatrzymać
Poprzez monsun "

Dlaczego te słowa tak bardzo uderzyły w me serce? Czy ja zawsze musze tak wszystko przeżywać? Zamknęłam powieki. Przed oczami przeleciały mi czasy choroby, jak klatki z urwanego filmu. Łóżko szpitalne. Nawet dało się wyobraźnić ten specyficzny zapach. Nie przytomna postać leży pod białą pościelą. Blada, samotna i wyczerpana. Tak, to była ja. Poważna decyzja do podjęcia. Może cierpienie było mi przeznaczone. Może tak wszystko miało się potoczyć?
Otworzyłam oczy. Spojrzałam na żółty sufit.
"Co mu odpowiedzieć" - spytałam samą siebie
Najlepiej to co podpowiada mi serce. Tylko dlaczego nie słyszę jego słów. Nie daje mi żadnej oznaki. Życie jest takie niesprawiedliwe.
Podeszłam do okna. Widok szarości. Szarości? Tak, właśnie jej, bo świat zdaje się szary, gdy zatrzymuje się dla kogoś na pewien okres czasu. Wtedy gdy człowiek ma do podjęcia trudną decyzje czas staje w miejscu, pozwala nam pomyśleć w spokoju. A potem znowu wszystko staje się kolorowe, drzewa przyjaźnie się do nas uśmiechają. Dzieci radośnie bawią się w ganianego na placu zabaw. Grupki młodzieży śmieją się z byle czego w parku. A reszta zajęta swoimi codziennymi pracami. Babcie zajmujące się swoimi wnukami. Starsza siostra wychodzi z młodszą na dwór by poświęcić jej swój czas na zabawę i na razem zjedzone lody. A ja... A ja wrócę to tego samego czarno-białego świata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:11, 26 Maj 2006    Temat postu:

Wiedząc, że życie jedno mam, wiedząc, że szybko skończy się, czy nie powinno mi być szkoda biernie trwać i nie trwonić dni? Kiedyś ktoś powiedział "Nie bój się stawiać czoła tym, którymi rządzi pieniądz zła, on się nie liczy wtedy gdy swój bilans duszy zrobić masz." Łatwiej jest mówić niż zrobić.
Siedziałam nad jeziorkiem. Dlaczego tam nadal przychodzę? Bo gdyby nie to miejsce może nigdy bym nie zaznała smaku przyjaźni. To właśnie tutaj przekonałam się o tym, że ludzię nie potrafią być tylko źli, są też ci dobrzy. Ci, którzy z chęcią pomogą i podadzą pomocną dłoń.

- "Ich mus durch den Monsun - cicho podśpiewywałam
- Hinter die Welt - zamknęłam oczy
- Ans Ende der Zeit bis kein Regen mehr fällt - ciepłe promienie słońca zagościły na mej twarzy

Podniosłam powieki. Ale niekiedy zamykamy je tylko dlatego, by po otwarciu zobaczyć coś zupełnie innego. Coś co nie będzie czarno-białe, tylko coś co będzie kolorowe. Będzię się to do nas uśmiechać, pomagać się cieszyć.

- Gegen den Sturm am Abgrund entlang - dokończył za mnie słowa piosenki tak dobrze znany przezemnie głos

Wiedziałam kto stoi za mną. Kto teraz wpatruje się we mnie z uśmieszkiem na twarzy.

- und wenn ich nicht mehr kann denk ich daran - zaśpiewaliśmy razem
- Irgendwann laufen wir zusammen - usiadł koło mnie
- Weil uns einfach nichts mehr halten kann - spoglądał na tafle wody
- Durch den Monsun - odwrócił się w moją stronę
- Tobie to lepiej wychodzi - rzekłam do czarnowłosego
- E tam, przesadzasz, tobie też szło całkiem-całkiem - zaśmiał się
- No bardzo śmieszne, naprawdę jest się z czego pośmiać - dodałam z ironią
- I co, zastanowiłaś się już ?- zmienił temat
- Dziś w nocy rozmawiałam o tym z mamą - powiedziałam
- Ale przecież ty... - Urwał w połowie - No i co Ci doradziła?
- Że mam chociaż raz zapomnieć o tym, co mnie boli. Mam wlać do siebie 4 litry zimnej coli, ochłodzić swoje wnętrze, a potem wyrzucić z niego to, co złe. A zostawić tylko siebie... Siebie, taką jaką chce.
- Ty też pokochaj świat, wszystko w okuł, wszytko w tobie. Nie otwieraj oczu, przecież nic Cię nie powstrzyma.
- Bill gdybyś ty tylko wiedział jakie to wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Jedna decyzja a tak wiele to przemyślenia - rzekłam spoglądając w jego czekoladowe oczy
- Stwórzmy sobie świat, o jakim każdy marzy. A reszta niech się w swych problemach usmaży. Ucieknijmy razem, ucieknijmy w lepszy czas.
- Pomyśl choć przez chwilę. Uciekamy. Nie ma nas. Prasa pisze o tobie. A ty jesteś w swoim świecie. Masz wszystko czego potrzebujesz. Leżymy na plaży, ciepły piasek wbija nam się pomiędzy nasze palce. Słońce ogrzewa nasze blade ciała. Ale ty dalej leżysz. Nie myślisz o sławie, bo odpoczywasz w ciepłych krajach. W uszach słyszysz szum morza. Na niebie nie ma żadnej chmurki. Nikt nie prosi Cię o autograf.
- Tak, to by były czasy. Ale to chyba wszystko jest dla mnie za wielkim poświęcenie. Kocham zespół, scenę, fanki i fanów. Śpiew to moje drugie ja.
- Nawet nie wiesz jak Ci teraz zazdroszczę. Robisz to co kochasz. Coś bez czego nie wyobrażał byś sobie swojego życia. A ja? Nic nie robię, nie mam żadnych zajęć, nie robię niczego co mogła bym kochać. Nie chcę tak żyć. Chcę się zmienić. Wprowadzić jakieś zmiany.
- Wszystko się zmieni. Zobaczysz, będzie dobrze. Musisz poczekać. Los ma swoją listę. I każdy ma swój numerek. Wierz mi, że i do Ciebie się kiedyś szczęście uśmiechnie.
- Ale dlaczego to wszystko tak boli mnie ? Czemu tchu i sił mi brak ?
- Wierzę, że coś zmieni Cię. Musisz dać tylko mały znak... Znak, że tam daleko, gdy skończy się twój życia mecz zapłaczesz ze mną tak, tak jak ja.
- Powinienieś być psychologiem a nie piosenkarzem - uśmiechnęłam się
- Kiedyś o tym myślałem - żamyślił się - Ale jednak sława bardziej mi się spodobała.
- A co Cię w ogóle sprowadza do parku? - Spytałam
- Miałem pewną nadzieje, że spotkam tam Ciebie i ma nadzieja się sprawdziła. - Przerwał na chwilę - No ale zmieniając temat, już wiesz jaka jest twoja decyzja?
- Bill, to nie jest takie łatwe, z jednej strony niby chce, ale z drugiej strony nie mogę tak poprostu powiedziec "zgadzam się"
- Zamknij oczy - poprosił
- Ale po co ?
- Poprostu zamknij oczy
- No i co dalej ? - Spytałam
- Teraz sobie wyobraź siebie za dwa lata. Pełną energi, radości i nie schodzącego uśmiechu z twarzy. A teraz wyobraź sobie zwykły pomnik, taki szary, na którym codziennie są świeże kwiaty - mówił takim spokojnym głosem

Tak, wyobraziłam sobie. Ja, radosna, uśmiechnięta od ucha do ucha idąc po plaży. Moje stopy parzy gorący piasek, ale ja dalej idę. Nie przejmuje się nim. I nagle cały krajobraz znika. Pojawia się mały nagrobek. Taki szary, samotny. Stoi w ciemnościach cmentarzu. A na nim białe róże.

- I co jest lepsze? No powiedz. Wolisz żyć i być szczęsliwa. Czy wolisz spoglądać na nas wszystkich z nieba. Machając do nas swoją ręką. Patrząc smutnymi oczami na nasze rozbawione twarze - rzekł
- Przecież wiesz, że wole żyć i cieszyć się razem z wami każdą chwilą. Ale ja nie potrafie brać i nic nie dawać w zamian.
- Każda spędzona z nami chwila będzie twoją zapłatą. Twój uśmiech, radość, płomyczek nadzieji w twych oczach będzie nas cieszył niemiłosiernie.
- Dobrze - szepnęłam
- Co ?! - Spytał zaskoczony
- to co słyszałeś - odpowiedziałam
- Znaczy się ze ty...
- Tak - przerwałam mu
- Niech bóg Cię uwielbia - z radości przytulił mnie

Dlaczego on się tak cieszy. Jego oczy są rozpromienione szczęściem, aż niewiarygodne. Przecież ja się tylko zgodziłam. Nic takiego nie zrobiłam. A on? Cieszy się jak małe dziecko, które dostało upragnionego lizaka. Ale nie powiem, fajnie się patrzy na takiego dużego chłopczyka, który swoim zachowaniem przypomina pięcio-latka.

- Bill, ale ta decyzja jest jeszcze do zmienienia - rzekłam w stronę uśmiechniętego czarnowłosego
- Teraz to już za późno kochana. Nawet nie wiesz, jak się Tom ucieszy. Całą noc biadolił mi tylko o tym, że mam Cię przekonać - wyszczerzył się
- Nigdy nie zrozumiem mężczyzn. Cieszycie się z tak dziwnych spraw
- Dla Ciebie to jest dziwne, tak?
- Tak - odpowiedziałam
- ty nawet nie wiesz jak my teraz przez twoje jedno słowo będziemy się cieszyć, a najbliższe dni będą nie przespane.

Dlaczego nie przespane? Czy to jest aż tak dobra dla nich nowina? Nie wiem.

- A jak się czuje Tom - zmieniłam temat
- Już lepiej, od czasu do czasu się uśmiecha, ale ja widze po nim, że nadal to wszystko przeżywa. Ona go naprawdę kochała, a on ja chyba też. Ciężko to przyjął do wiadomości. Ale myślę, że już jest lepiej.
- Widziałam jak płakał, jak o niej mówił, z takim uczuciem. Wyobrażam sobie jakim musiała być aniołem, bo rzadko kiedy spotyka się chłopaka który płacze po straceniu bliskiej osoby.
- Ja chyba zamknął bym się w sobie i nie dopuszczał bym do siebie nikogo. Nie potrafiłbym żyć z myślą, że ja jestem tutaj, a druga połówka mej duszy jest tam u góry. - Rzekł
- Cierpimy, bo ktoś kiedyś pozwolił nam się zakochać, połączyć nasze dusze w jedną. Bo pozwolił nam brać garściami wszystko z życia, a my braliśmy, nie patrzeliśmy na to, że kiedyś ktoś nam to może zabrać, lub pożyczyć.
- I kto tu powienien być psychologiem co? - Uśmiechnął się
- Bill, przepraszam, że tak zmieniam temat, ale co byś zrobił gdyby wasza kariera się skończyła - spytałam
- Nie zastanawiałem się nad tym nigdy, ale napewno wymyślimy coś z Tomem
- Ciekawe co bym robiła za parę lat - położyłam się na trawę
- Została byś psychologiem - zaśmiał się
- Napewno chciała bym założyć rodzinę, mieć kochaną córeczek i męża. Stworzyć to czego tak bardzo mi teraz brakuje, a potem wzięła bym się za jakąś prace, tylko sama nie wiem za jaką. A ty?
- Chyba też chciałbym założyć rodzinę, o dzieciach nigdy nie myślałem, bo chyba mam jeszcze czas, ale gdyby okazało by się, że moja dziewczyna czy żona jest w ciąży cieszyłbym się ogromnie. To coś pięknego, gdy możesz trzymać w rękach swoje dziecko, takie malutkie. Uświadamiasz sobie dopiero jak bardzo je kochasz, że oddałbyś za nie życie.
- To dopiero daleka przyszłość, ale zawsze można sobie pomarzyć, no nie?
- W końcu marzenia nic nie kosztują - położył się obok mnie
- Zobacz na chmury, robią się coraz ciemniejsze i nawet wiatr mocniej wieje. - Spoglądałam na niebo
- Może chocmy do hotelu - zaproponował
- Ale pośpieszmy się, bo nie chcę zaraz zmoknąć - wstałam z trawy

Szliśmy spoglądając jak krajobraz na niebie zmienia się zniewalająco szybko. Wiatr chłodno przytulał me ciało do siebię. Słońce schowało się za chmurami. Drzewa skierowały się do siebie swoimi koronami. Zaczęło powoli kropić. Malutkie przeżroczyste kropelki spadały na mą twarz.

~*~
- Choć do środka, ić do salonu ja zaraz przyniosę Ci jakąś suchą bluzek - powiedział otwierając drzwi od pokoju
Przeszłam obok łazienki. Słychać było, że ktoś ogląda telewizje. Poszłam w stronę odgłosów. Trzy postacie zajadające chipsy siedzą na mięciutkich fotelach wpatrując się w jakąś brazylijską telenowele
- Witam panów - usiadłam obok Georga
- Ćććśśś teraz Fernando wyzna Luceciy, że ją kocha - uciszył mnie Gustav
- Gorzej niż dzieci - szepnęłam
- Ćććśśś - usłyszałam pomrukiwanie Toma

Poszłam do Billa. Stanęłam przed kremowymi drzwiami. Wejść bez pukania czy lepiej zapukać? Zapukałam.

- Proszę - usłyszałam stłumiony głos czarnowłosego

Weszłam do środka. Szybko zakryłam ręką oczy.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że się przebierasz - zaczęłam wycofywać się z pokoju
- Spokojnie, możesz patrzeć. Przecież przebieram tylko bluzek - zaśmiał się
- Wybacz, powinnam się domyślić, że...
- Dobra, tutaj masz bluzek, jeżeli Ci się nie podoba to wybiorę jakąś inna -przerwał mi rzucając w moją stronę czerwoną bluzę
- A gdzie się można tutaj przebrać ?
- Możesz tutaj, ja już wychodzę - ominął mnie i wyszedł

Podeszłam do łóżka. Ściągnełam z siebie morką bluzke, a założyłam od Billa. Pachniała. Tak pachniała, ale nie nowością, ona pachniała Billem. Taki miły dla nosa zapach kwitnących knowali. Rozejrzałam się po pokoju. Nowe, duże i wygodne łóżko. Świeżo wyprane firany spięte po bokach srebrnymi klamrami. Piękne brązowe meble. Na ścianie pasujący do całości obraz przedstawiający rozkwitającą łąkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:11, 26 Maj 2006    Temat postu:

Czekoladowa sofa. A na niej ja. Kiedyś marzyłam by móc choć przez chwilę utopić się w takiej wygodzie. A teraz? Siedzę sobie wygodnie obok reszty chłopaków. W ręce chipsy. Wszyscy oglądamy jakąś telenowele. Ale za raz za raz. Bill spogląda na to co dzieje się za oknem.
Jasna błyskawica rozdarła ciemność panującą w pokoju. Grzmot następował po grzmocie, błyskawica po błyskawicy. Krwawe zygzaki piorunów rozdzielały czarny materiał nieba. Znów nastała ciemność. Sprawę rozstrzygnął wicher.

- Mel, może zostaniesz na noc? Zobacz jaka tam pogoda - oprzytomniał czarnowłosy
- Nie, jakoś dojdę. W końcu to nie tak daleko - spojrzałam na niego
- Bill ćććśśś oglądamy, a ona i tak zostaje bo jej nie puścimy w taką pogodę - rzekł Tom
- Ale ja nie mogę zostać - powiedziałam
- A to niby dlaczego - spytał Gustav
- Po pierwsze to nie wypada, po drugie dyrektor będzie zły, po trzecie nie mam pidżamy, po czwarte musze wrócić do domu.
- No to tak. Nie ma, że nie wypada. Ty myślisz, że my tylko z chłopakami dzielimy pokoje. No co ty. Z nami dużo dziewczyn zamieszkiwało. A co do dyrektora to mogę do niego zadzwonić. Pidżamę mogę ci dac jakąś moją koszule a do domu nie musisz wcale wracać. - Skwitował drędowaty dalej spoglądając w telewizor
- Ale to nie wypada. Jak to będzie. Cztery chłopaki i ja jedna taka samiuśka jak palec dziewczyna?
- Oj tam przesadzasz. Zobacz Bill też dziewczyna a jakoś nie robi żadnych problemów - zaśmiał się Georg
- Bardzo śmieszne, naprawdę - odpowiedział z ironią z głosie czarnowłosy
- Ja tylko stwierdzam fakty - wyszczerzył się do niego
- A może lepiej zacznij się zastanawiać czy wolisz kobiety czy facetów, bo mi się wydaje, że facetów, patrząc jak jesteś zbliżony do Gustava - pokazał mu język
- Dobra chłopaki przestańcie się kłócić - zakończyłam spór po między nimi
- Ja jestem chłopakiem, ale z tego co wiem gazety piszą, że Bill ma problemy z wybraniem której jest płci - po raz kolejny dociął mu Georg
- STOP - krzyknęłam - macie zamiar się tak kłócić w nieskończoność?
- No dobra. Zgoda - basista podał rękę czarnowłosemu
- A co z tobą - spytał Tom
- Jak co ze mną ?
- Zostajesz prawda?
- Ja za raz idę. Bill gdzie jest moja bluzka - spojrzałam na niego
- Suszy się - uśmiechnął się
- Tyle to i nawet Gustav wie. Zaraz musze iść, więc chciała bym dostać moje ubranie
- Nie musisz iść. Zostajesz z nami. A ja już dzwonię do dyrektora - wyciągnął swój telefon
- Ale Tom...
- Dziedobry. Tom Kaulitz. Yhym jest z nami. Tak, wiem. Też jej to mówimy. Czyli tak. Dobrze. Tak przekaże. Nie, nie umrze z głodu. Yhym. Dowiedzenia.
- No i po sprawie - chwycił paczkę żelek leżących na stole
- To znaczy ? - Spytałam
- Zostajesz z nami na tą noc. Dyrek sam powiedział, że mamy się tobą zaopiekować i nie wypuszczać w taką pogodę.
- No to jak już jestem zmuszona tutaj zostać, to powiedzcie mi chociaż gdzie będę spać.
- Pójdziesz do mnie a ja prześpię się na sofie - rzekł Bill
- To może ja się przekimam tą noc na sofie?
- Nie ma mowy. Śpisz tam i koniec kropka - skwitował czarnowłosy
- A w sprawie spania, to w czym będę spać
- Coś za dużo pytań zadajesz. Przecież wszystko Ci damy. Spokojnie. Dopiero młoda godzina. No chyba, że już chcesz iść się położyć to nie ma sprawy. - Gustav włączył się do rozmowy
- Jestem trochę zmęczona. Mogła bym już pójść. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale nie czuje się za dobrze.
- Jasne, że możesz. Choć, pójdę z tobą dać Ci pidżamę. -spojrzał na Toma - Mogę twoją bluzę jakąś wziąść, no nie?
- Jo masne - odpowiedział z pełną buzią
- To to idziemy - chwycił mnie za rękę.

- Masz - podał mi żółto-zieloną, zadużą o kilka rozmiarów bluzke - Wiesz gdzie jest łazienka, prawda?
- Tak wiem. Dzięki za pidżamę. No to ja pójdę się przebrać a potem nynu-nynu.
- Jak byś czegoś potrzebowała to mów.
- Dziękuje - spojrzałam mu w oczy
- Nie ma za co. W końcu nie mogliśmy Cię puścić w taką pogodę - kąciki jego ust lekko zdarzały
- Ale ja nie mówię o tym - rzekłam
- To o co chodzi ? - Spytał lekko zdziwiony
- Pomyśl - szepnęłam mu na ucho przechodzą obok niego kierując się do łazienki.

Spojrzałam w lustro. Oczy nie były już te same. Nie było w nich już tej iskierki nadzieji. Nie iskrzyły się piwnym kolorem, one były zupełnie inne. Takie zwykłe, przepełnione monotonią. Wyrażały więcej niż tysiąc słow. Gościł w nich smutek i radość, miłość i cierpienie. A każdego poranka tęczówki stawały się coraz ciemniejsze. W blasku księżyca świeciły jak małe płomyczki ognia. Usta te same. Małe, wąziutkie, niekiedy przypominające dojrzałą malinę. Nos nie zmieniony. Nadal na środku widniał malutki pieprzyk. Włosy związane w niechlujną kitek. Powinnam się przejmować swoim wyglądem tak jak każda nastolatka, ale nie. Ja nie jestem jak każda. Nie zależy mi na tym by ktoś dostrzegał we mnie piękno wyglądu, tylko piękno wnętrzności, to jakie jest moje serce, to co w nim gości i czym można je zranić.
Sciągnełam z siebie ubranie. Przekręciłam kurek z zimną woda. Nalałam trochę na dłonie i chlusnełam sobie w twarz. Przetarłam ręcznikiem i założyłam bluzek od Toma. Bardziej powinna to być sukienka. Sięga do kolan, a rękawy do łokci. Chwyciłam ubrania i wyszłam z łazienki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:12, 26 Maj 2006    Temat postu:

"Kiedy coś uparcie gaśnie - zaufaj iskierce nadzieji "

Położyłam się na miękkim łóżku. Spoglądałam w sufit, jakbym właśnie tam chciała odnaleść odpowiedzi na wszystkie niewyjaśnione pytania. Powieki stały się coraz cięższe. Pościel pachniała wonią kwitnących polnych kwiatów. Czułam się jak w świecie czarów, tam gdzie dozwolone jest być tylko radosnym i szczęśliwym. Powieki bezwładnie się zamknęły, a ja odpłynęłam do krainy Morfeusza.

"Noc budzi dzień, idą razem przez kryształowy sen. Grób pusty wciąż czeka na mnie, chce mnie wziąć do siebie. Porwać mnie do niekończącej się baśni."

Park. Jest cicho i przyjemnie. Wieje lekki, delikatny i ciepły wietrzyk. Obserwujemy drzewa, które bardzo się zazieleniły. Niebo jest błękitne i słońce mocno ogrzewa swymi promieniami nawet najbardziej ukryte zakątki parku. Rozśpiewane ptaki z radością skaczą po drzewach i soczystej zielonej trawie. Nagle mignęła nam rudozłota kitka wiewiórki, która prędko przebiegła drogę. Po alejce skaczą ćwierkające wróble. Sypiemy Im okrzuszki herbatników. Ptaszki wcale nie boją się ludzi i wydziobują jedzenie. Szerokimi krzyżującymi się ze sobą alejkami spacerują ludzie. Najczęściej całymi rodzinami. Dzieci biegną na przedzie i z ciekawością rozglądają się wokół. Rodzice zmęczeni siadają na ławkach i odpoczywają po tygodniowej pracy...

- Halo. Ziemia do Melani - machał mi dłonią przed oczami Bill
- Yyy - wyrwałam się z zamyślenia - przepraszam odpłynęłam na chwilę
- Co chcesz na śniadanie - zapytał otwierając lodówke - Jest chleb, ale chyba już jest stary. Tom poleciał po bułki. Mamy mleko, ser, spleśniały jogurt Gustava, o boże a co robi nóż w lodówce - położył go a stole - hm, co my tu jeszcze... A jest jeszcze masło, wendlina, zamrozone frytki i różnego rodzaju słodycze - spojrzał w moim kierunku - Chcesz coś ?
- To ja bym poprosiła te bułki z którymi przyjdzie Tom i do tego ser. Oczywiście jeżeli jest przeterminowany to ja pogłoduje sobie na samej bułce - uśmiechnęłam się
- Ser - powąchał go - jest dobry - dodał, a kąciki jego ust lekko zadrżały
- Dlaczego mieszkacie w hotelu - zmieniłam temat
- Mieszkaliśmy kiedyś w naszym rodzinnym mieście, ale nasz menager stwierdził, że nie będziemy cały czas dojeżdżać do Berlina, więc narazie mieszkamy w hotelu ale już nam szukają jakiegoś mieszkania w pobliżu. - Odrzekł siadając na krześle obok
- Wiesz trochę to dziwne. Jesteś sławny, Bozia urodą też Cię obdarzyła. A siedzisz tutaj sam i nudzisz się ze mną, a powinieneś być teraz u boku jakiejś dziewczyny - rzekłam spoglądając na kryształowy żyrandol
- Co z tego, że jestem sławny. Co z tego, że jestem w jakimś tam stopniu ładny, skoro same dziewczyny to są tylko moje fanki. One nie patrzą na to, że w środku jestem tym samym Billem, one widzą we mnie tego Billa z Tokio Hotel. One nie starają się zrozumieć, że ja też mam uczucia. Ciężko jest być sławnym. Wiele razy juz rozpaczalismy z chłopakami, że chcemy mieć teraz przy sobie kogoś bliskiego, do kogo będziemy mogli się przytulić. Tom odnalazł swoje szczęście, ale niestety los był za łaskawy dla niego i zabrał mu to co najcenniejsze. Georg miał dziewczyne, ale potem okazało się, że ona go w ogóle nie kocha. Jedynie Gustav ma swoją drugą połówek. - Odpowiedział ze smutkiem na twarzy
- A ty? - Byłam ciekawa
- A ja nie spotkałem jeszcze swojego anioła, wciąż szukam. Czekam aż przyleci do mnie na swych skrzydłach i wręczy mi swą aureole. Mi nie zależy by mieć kogoś tylko dla popisu czy dla szpanu lub po to by gazety miały o czym pisać. Mi zależy na kimś. Brakuje mi wtulić się w czyjeś ciepłe ciało, brakuje mi zasmakowania w czyjiś ustach, brakuje mi drugiej połówki. Mam zaledwie 17 lat i w prawdzie nie mam w planach się ożenić, ale czuje, że nie wytrzymam tak dłużej.
- Na każdego przyjdzie czas
- A ty?
- ... Nie odpowiedziałam

Przecież nie mogę mu powiedzieć, że strasznie cierpiałam przez pewna osobę płci męskiej, nie powiem mu, że mnie zgwałcili i czuje, że nie potrawie mieć chłopaka. Przed oczami ciągle krążyły mi te same zielone oczy. Te piekielnie znienawidzone zielone tęczówki, które należały do tak podłego człowieka.
Nie. Nie mogę zwalić mu na głowę wszystkich swoich problemów.

- Jakoś tak wyszło - skłamałam.

Zrobiło mi się ciężko na sercu. Dlaczego? Pewnie to kara za to, że okłamałam przyjaciela prosto w oczy. Ale to nie jest takie łatwe powiedzieć o czymś takim.

"Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel."

- Bill... Obiecaj mi przypomnieć bym powiedziała Ci coś w dniu kiedy moje życie się zmieni. Gdy nie będę już tą samą osobą, dobrze ? - Spytałam spoglądając w jego czekoladowe tęczówki.
- Obiecuje - przyłożył prawą rękę do miejsca gdzie znajduje się serce
- Witam wszystkich - przywitał się z nami Tom.

Położył zakupy na stole i spojrzał na nas.

- A co w tycy nie w humorze. Taki piękny dzionek a wy tacy smutni ?
- Tak jakoś. Poprostu weszliśmy na zły temat rozmowy i tyle - wytłumaczył bratu
- Nie, tu nie chodzi o to, że weszliśmy na tematy tabu. Ty poprostu chodzi o to, że wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
- Poczekamy - zakończył Tom widząc, że jego młodszy brat otwiera juz usta by cos powiedzieć.


"Przyjaźń jest najdelikatniejszym kwiatem, który rozwija się z wzajemnych kontaktów międzyludzkich. Jeżeli nie dbamy o niego cierpliwie i niestrudzenie, więdnie i usycha, zanim otworzy wszystkie swoje pączki. Jest najlepszym lekarstwem na wszelkie nasze dolegliwości. Ona kruszy bariery, które nas dzielą, rozluźnia wszelkie ograniczające nas więzy, przenika jak stare, dobre wino do wszystkich żył życia. Jest poczuciem, że się nawzajem rozumiemy, ufamy sobie i z całego serca życzymy sobie szczęścia! Przyjaźń nie jest czymś spontanicznym, automatycznym, jest natomiast owocem obopólnej zgody, decyzji, życiowej postawy, otwartości. Nie staje się, ani nie pozostaje przyjaciółmi przez przypadek. Prawdziwa harmonia jest najpiękniejszym darem wierności prawdzie, uczciwości, sprawiedliwości; jest zawsze zaskoczeniem i zadziwieniem. Tak jak światło gwiazd nie pojawia się jedynie wtedy, kiedy się je dostrzega, i nie znika, gdy zostało dostrzeżone. "


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:12, 26 Maj 2006    Temat postu:

„Nikomu nie jest zagwarantowana radość życia. Od życia dostajemy tylko czas i przestrzeń. Do nas należy zapełnienie ich radością. „


„Po płaczu często serce się raduje”
Dlaczego te słowa ciągle brzmią w moich uszach? Odbijają się od każdego konta pokoju i znowu wracają do mnie. Wszystko działa jak bumerang, wyrzucam je z siebie, ale one nadal powracają. Przecież nawet gwiazdy płaczą razem z tym, kto płacze w nocy. Czy teraz siedząc na zimnym parapecie spoglądając w granatowe niebo mogę powiedzieć, że gwiazdy płaczą razem ze mną? Po mym policzku spływają co chwile kilka słonych łez, ale one są tylko moje, skryte, czasem nic nie znaczące. Niekiedy jest tak, że człowiek płacze bez powodu, chce uwolnić swoją dusze od masy kłopotów, wypłynąć na białej łódce do innej krainy.
Wtulam się do mokrego misia. Księżyc świeci promieniście w moim kierunku. Zabrudzone okno jest zaparowane od mego oddechu. Czasami pragnęłabym mieć taką gwiazdę tylko dla siebie. Móc spoglądać na nią, co wieczór. Wyżalić się, gdy jest ciężko na sercu, podzielić się z nią dobrymi nowinami, przekazać jej trochę swojego szczęścia.


Niebieski budynek. Zwykły, mieszczący nie za dużo osób. Mała klinika. Ale przynosząca do naszej wyobraźni zbyt wiele niedobrych obrazów. Pchnęłam przeźroczyste drzwi i weszłam do środka.

- Bill, czy my musimy dziś tutaj przyjść? – Spytałam spoglądając na czarnowłosego
- Dziś umówiłem Cię na wizytę no i dobrze by było na niej być. – Odpowiedział spoglądając na młodą blondynkę w recepcji.
- Ci faceci – szepnęłam sama do siebie
- Coś mówiłaś – rzekł w moją stronę
- Nie, pewnie się przesłyszałeś „albo po prostu byłeś tak wpatrzony w jej pewne części ciała, że nie usłyszałeś” – dodałam sobie w myślach
- Choć, musimy czekać pod salą numer 7 – chwycił mnie za rękę

Usiedliśmy na drewnianych krzesłach. Nieopodal na purpurowym stoliczku leżało kilka gazet. Chwyciłam jedną z nich i otworzyłam na pierwszej lepszej stronie.
„Zastanawiasz się, co zrobić, by latem pokazać piękne, jędrne i zadbane ciało? To bardzo proste! Zastosuj tylko program Ujędrniania Ciała a marzenia o smukłym brzuchu, sprężystych pośladkach i jędrnych udach staną się rzeczywistością”
Zamknęłam gazetę i odłożyłam ją na miejsce.

- Panna Melani?- Spytał lekarz wychodzący z pokoju
- Tak to ja – wstałam
- Zapraszam do siebie – Gestem ręki pokazał na otwartą sale – A pan, jeżeli panienka się zgodzi może też wejść – dodał spoglądając na Billa
- On jest ze mną – chwyciłam go za dłoń i ruszając tylko ustami, „choć” weszliśmy do środka
- A więc tak. – Otworzył karte z historią choroby – przeanalizowałem wszystko od początku do końca i doszłem do wniosku, że zaczniemy od tabletek. – Spojrzał na mnie spod swoich okularów
- A co będzie, jeśli one nic nie dadzą? – Puściłam rękę czarnowłosego, którego z braku zapomnienia nadal trzymałam
- Wtedy podejmiemy się kolejny kroków. Będzie Pani musiała przychodzić, co jakiś czas na wizyty. Będzie miała Pani wykonywane raz w tygodniu badania. A na ich podstawie zobaczymy czy jest jakaś poprawa. A potem to już się Pani chyba domyśla, co będzie
- Tak, niestety tak – przełknęłam ślinę
- No dobrze, na dziś to by było tyle. Teraz wypiszę Pani receptę i wykupi ją Pani już dziś i zacznie brać od jutra. Jedna tabletka na dzień. Są one trochę mulące i można się po nich czuć osłabionym, ale niestety nic innego nie ma.- Rzekł
- Wiem, już kiedyś je brałam. – Odpowiedziałam patrząc kontem oka na czarnowłosego
- Dowiedzenia – odpowiedzieliśmy razem i z receptą w ręku wyszliśmy z pomieszczenia.

Szliśmy krętymi ścieżkami mijając zatłoczone sklepy. Niebo jest pogodne i bezchmurne. Cicho, ciepło, panuje nastrój odpoczynku po miesiącach kwitnienia, wzrostu i owocowania.. Nie, nie tutaj. Nie ma ciszy i spokoju. A na pewno nie w samym centrum Berlina. Ludzie pchają się do kas, by potem móc wygodnie rozsiąść się w swoich domowych fotelach oglądając romantyczna komedie przed telewizorem. Dzieci proszą swoich rodziców o kupienie im nowej zabawki lub loda. Grupy nastolatków wchodzą do publicznych lokalów by móc ochłodzić swoje gardło zimnym piwem czy colą. A ja szłam nie zwracając na nikogo uwagi. Co jakiś czas kopałam napotkany kamień na chodniku. Wiał lekki wiatr. W głowie szumiało miliony myśli, ja woda odbijająca sie od skał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ola
Adminka =]



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 1095
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pruszków

PostWysłany: Pią 22:12, 26 Maj 2006    Temat postu:

Część 21

„Spoglądasz na niebo - wygląda tak samo. Tylko twoje wnętrze nagle spustoszało. Wybiegasz myślami ponad swe istnienie i znajdujesz sens nazwany cierpieniem.”


Zapatrzyłam się kiedyś w tamtą stronę świata, gdzie dogasał dzień w zmąconych promieniach słonecznych, gdzie niebo ciemną nocą drżało od łuny nieugaszonej. Tamtej nocy drzewa objęły swymi gałęziami nieboskłon, a pled gwiaździsty utkany z pragnień w czerni nocy otulił swą poświatą gasnący lazur nieba snem rozkosznym...

***
Chciałabym znów spaść w dół. Nie zobaczyć nic prócz kilku promieni słońca. Spaść... Być jak Ikar - upaść i już się nie wzbić.

***
Powoli snuje się mgiełka subtelna, miękka, prześliczna. Chwyta swym czarem za serce niczym ballada liryczna… A ja zasypiam, odpływałam na białej łódce do Kariny Morfeusza.

***
Wokoło wszędzie nieprzenikniona cisza. Rozpraszana gdzieniegdzie jedynie smutkiem padających ciągle kropel deszczu. Już nie potrafię unieść słońca, które nosiłam w otwartych do nieba ramionach. Sen, co jeszcze wczoraj marzeniem był, dzisiaj cieniem się wydaje w obłokach wspomnień, które ciszę mojego nieznaczącego istnienia wypełniają dogasającymi powoli płomieniami. Wszystko jest tak, blisko, ale zarazem daleko. Wielkie, ale i małe. Takie bardzo ważne i nic nieznaczące.

- Ale Bill – przystanęłam na chodniku – stało się coś, że tak mnie ciągniesz do hotelu?
- Nie marudź tylko, choć – pociągnął mnie za rękę – wszystkiego się dowiesz w swoim czasie – rzekł ze smutna mina
- A czy to jest związane z twoją smutną miną – spytałam spoglądając na jego opadające włosy na twarz
- Niestety tak – odpowiedział patrząc przed siebie

Weszliśmy przez te same przeźroczyste drzwi. Wjechaliśmy powoli jasno-żółtą windą na górę. Stanęliśmy przed niewielkimi drzwiami. Wchodząc do pokoju uderzył mnie zapach męskich perfum. Na podłodze leżało pełno pustych walizek i ubrań. Co to wszystko ma znaczyć?

- Co to… - nie dokończyłam, bo na twarzy Toma zauważyłam wyraz politowania – Może w czymś pomóc – starałam się wymusić uśmiech
- Mel, może lepiej usiąć – Gustav zabrał z fotela czyjeś spodnie – Musimy Cię o czymś poinformować – spojrzał na mnie
- Zamieniam się w słuch – założyłam nogę na nogę

Każdy milczał. Pałeczkę przejęła cisza. Zawładnęła wszystkimi nieprzenikliwe. Wsłuchiwała się w nasze płytkie oddechy i pozwoliłaby w naszych głowach zapanowała pustka i niepokój.

- Dzwoniła do nas dziś manager i poinformował o zbliżającym się koncercie niedaleko Berlina. Jest jutro a dziś przyjedzie po nas kierowca i zawiezie nas tam, bo musimy jeszcze zrobić próbę i wiele rzeczy przygotować – powiedział czarnowłosy spoglądając na swoje buty
- My naprawdę nie wiedzieliśmy, że musimy jechać. Wolimy tutaj zostać, ale niestety zachciało nam się sławy to teraz mamy za swoje – Tom chciał uratować sytuacje całej grupy
- Ale po co mi to mówicie. To jest wasze życie, wasz zespół, spełniacie swoje marzenia. Ja sobie poradzę. W końcu nie wyjeżdżacie na wieczność
- A nie chciałabyś pojechać z nami – zapytał Georg.
- Nie, tylko bym wam zawadzała. Lepiej jak tutaj zostanę – rzekłam
- A może jednak – prosił Gustav
- Przecież nie umrzecie tam beze mnie. Jesteście już wszyscy prawie dorośli. Nie potrzebujecie mojej opieki – uśmiechnęłam się
- Poczekaj – Tom zaczął szukać czegoś w kieszeni – Masz, weź to, przynajmniej będziemy mieć jakiś kontakt przez te dwa dni – podał mi swój telefon
- No dobrze, ale jak wracacie to zaraz Ci do oddaje – wzięłam od niego aparat
- To się jeszcze zobaczy – uśmiechnął się łobuzersko

Za zakrętem zniknął czarny bus. A wraz z nim moim jedyni przyjaciele. Ale nie na długo. W końcu kiedyś muszą wrócić. A ja wracam do swego królestwa. Mijam wiele starych drzew. Wiatr opatula me ciało a letnie promienie słońca wkradają się na moją twarz.

Cisza... Jest noc... Za oknem słychać jedynie spadające krople deszczu... Krople spływające na ziemię, przynoszące orzeźwienie dla traw, drzew i kwiatów. Właśnie w takiej ciszy najlepiej słychać bicie serca... Tylko w takiej ciszy zastanawiam się, co dziś zrobiłam dobrego, znaczącego, pełnego piękna i życzliwości... Deszcz się wzmaga... Słyszę jak ogromne krople obijają się o parapet... Gdzieś w oddali słychać samochody.... Rozmowy ludzi... Ale tu gdzie jestem ja jest doskonała cisza. Cisza... Ona wypełnia mnie od środka... Ogarnia... Jak letnie słońce swymi promieniami. Wiem, że w tej ciszy nie jestem sama... Bo każdy z nas ma swego anioła, który jest zawsze przy nim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Dla każdego coś innego Strona Główna -> Wasze dzieła Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gBlue v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin